Ej no, któż to się śmiał włamać w nocy na działkę moich rodziców??!! Niech mu/im gacie pokrzywami zarosną...
Był taki czas, że działką gardziłam i na słowa "No, chodź, malin sobie nabierasz", dostawałam gęsiej skórki, a weekend na działce był gorszy niż obieranie ziemniaków :-)
Ale im bardziej człowiek się starzeje, tym bardziej docenia swój hamak między drzewami i niepryskaną sałatę.
Pochwałę działki przeczytacie tu. I tak sobie myślę, że popularny ostatnio na świecie nurt miejskiego ogrodnictwa małe ma szanse na przebicie się do mainstreamu w Polsce, dopóki mamy działki. Bo działka to urban garden ina polish style...Szczyt zaradności w czasach kryzysu. Oaza spokoju w miejskiej dżungli. Nieprzebrane morze pomysłów na reusing, upcycling i recycling. Mix pamiątek i nalewek Wujka Staszka. Wolnoć Tomku w swojej altance.
I mimo, że z chęcią odwiedziłabym publiczny ogród miejski (najlepiej połączony z knajpą i placem zabaw jak w praskiej Prazeleninie albo berlińskim Prinzessinnengarten ) to jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że to się sprawdzi w Polsce. Póki co powstają eksperymentalne ogródki społeczne w Warszawie i trzymam za nie kciuki. Oby plon był hojny, a zapał przetrwał pierwszą zimę.
ta ławka wygląda jakby lewitowałą!
OdpowiedzUsuń