21 maj 2009

Chyba jestem chora...

o swojej chorobie przeczytałam dziś w Wolnych Mediach. Tzn. jeszcze nie jest tragicznie, ale chyba dopadła mnie karboreksja...
"Karborektyk hoduje własne warzywa i kury, wszystkie posiłki przygotowuje bez gotowania, kanapki do pracy od kilku miesięcy pakuje w jeden i ten sam worek po chipsach. Karborektyk nie tylko ma obsesję na punkcie selekcjonowania swoich śmieci – bo to jest oczywiste – ale dodatkowo selekcjonuje odpady sąsiadów. Osoby dotknięte karboreksją z czasem mogą stracić mniej ekologicznych przyjaciół, bo nie są w stanie zaakceptować ich bezmyślnego stylu życia, czyli tego, że posiadają samochody, latają na wakacje samolotami i włączają w domu ogrzewanie, zamiast ubrać na siebie kolejny polar."

Chory na karboreksję jest z pewnością autor dokumentalnego filmu  Recepta na klęskę (Recipes for Disaster), John Webster, Finlandia, 2008, 85 min. Postanowił on przez cały rok żyć w taki sposób, aby maksymalnie ograniczyć emisję CO2, wyeliminować z życia rodziny plastik i samochód, za cenę spokoju i szczęścia rodzinnego. Co prawda nie widziałam tego filmu, ale czytałam o nim długi artykuł w GW i mam nadzieję, że wpadnie on w moje ręce (film, nie artykuł), a wtedy napiszę więcej :-)

2 komentarze:

m. pisze...

Jak dla mnie bardziej chora jest osoba, która bez namysłu konsumuje, niż osoba, która konsumpcję ogranicza. Ot, sposób na zrobienie z ludzi poważnie traktujących Ziemię nieszkodliwych dziwaków. I przy tym mieć za sobą naukę!

ekomania pisze...

tez nie lubie obsmiewania ekologow jako szalencow przywiazujacych sie do drzew.To takie odwracanie głowy od problemu. A że każde przeginanie, czy to w jedną , czy w drugą stronę, nie jest zdrowe, to wiadomo nie od dzisiaj. Pytanie tylko, gdzie leży ta granica...