Dzień drugi Tygodnia innego niż wszystkie skoncentrowany jest na ograniczeniu produkowanych przez nas odpadów.
Czasem mam wrażenie, że zrobiłam w tym kierunku już wszystko, co w mojej mocy, a na niektóre rzeczy (np. na opakowania albo politykę planowanej awaryjności produktów) po prostu nie mam wpływu. Mimo, że staram się kupować produkty pakowane zbiorczo, to nie wszystko da się nabyć luzem i na wagę. Nie wszystko da się też zrobić w domu albo wymienić, więc życie bez odpadów jest praktycznie niemożliwe.
Wszak już starożytni musieli jakoś stawić czoła temu problemowi...
Zgodnie z sugestiami zawartymi w przewodniku dla uczestników Tygodnia zastanowiłam się, z jakich najbardziej odpadogennych produktów mogłabym zrezygnować nie naruszając drastycznie swojego komfortu życia. No, i cóż - wyszło na to, że nie ma takiej opcji - przecież nie porzucę dziecka, które w naszym gospodarstwie domowym jest największym producentem śmieci ;-)
O ile potrafię wziąć odpowiedzialność za swoje wybory i świadomie ograniczyć konsumpcję, to w przypadku własnego potomka mam dylemat. Na ile mogę mu narzucać swoje podejście? Jak to wyważyć i sprawić, żeby prostota stała się dobrowolna? A co, jeśli każdy musi przejść przez zachłyśnięcie konsumpcją i powiększaniem stanu posiadania (nawet gdyby miał to być kolejny różowy jednorożec), żeby docenić minimalizm i drugą stronę medalu? Póki co mogę tylko mieć nadzieję, że rozbudzona przez reklamy faza na "chcę to" kiedyś przeminie. A ilość śmieci się zmniejszy.
Tymczasem stosuję klasyczne metody gospodarowania odpadami. Własna siatka lub plecak na zakupach to podstawa już od dawna, kompost wozimy na działkę, segregujemy kartony, szkło i plastik, szmaty wrzucam do kontenerów do przeróbki na czyściwo (ongiś pojemniki PCK), elektrośmieci oddaję do odpowiednich punktów zbiórki (można skorzystać z internetowej giełdy odpadów Eko-brokers.pl) . Nie używam papierowych ręczników, podpaski mam wielorazowe (i rozważam kupno kubeczka), nie kupuję chemii gospodarczej ani kosmetyków (oprócz mydła, pasty do zębów i szamponu dla dziecka), jak mam fantazję, to przerabiam rzeczy lub biorę udział w koleżeńskich wymiankach. Jeśli coś nadaje się do naprawy, to próbuję znaleźć fachowca, który się tym zajmie (pozdrawiam serwis Ładnie naprawię.pl).
Czy można tu jeszcze coś ulepszyć? Dajcie znać :-)
Warto było tu wpaść /zresztą zawsze warto/ aby dowiedzieć się o wielorazowych podpaskach... SZOK... tego się nie spodziewałam. A już kompletnie nie wiem o co chodzi z kubeczkiem menstruacyjnym... zaraz sobie wygooglam :-)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia i dzięki za wszelkie podpowiedzi w upraszczaniu i minimalizowaniu życia
dzieci i zabawki :) wg mnie pewnych rzeczy się po prostu nie uniknie, a jeżeli dziecko zabawek nie zniszczy to mogą służyć komuś innemu, czyli w miarę eko :)
OdpowiedzUsuńZiemek bawi się klockami kupowanymi dla Szymka i Franka, a jeszcze 3 dzieci mojej sis się tym bawiło. to samo książki, ubrania, inne zabawki. coś tam mu dokupuję, ale dopóki się nie domaga to przed orkiestrę nie wychodzę.
Nasza Polana :-) Podpaski warto wypróbować, o ile jesteś w siostrzańskich stosunkach ze swoją fizjologią. Chciałam napisać "za pan brat", ale wybitnie tu nie pasuje :->
OdpowiedzUsuńA kubeczek chętnie bym wypróbowała, ale trochę boję się kupować w ciemno, więc na razie cierpliwie czekam aż będę miała gest :-)
rosa - zabawki to piekło i strasznie szybko się rozmnażają. Dlatego nigdy nie zamieszczam fotek z domu ;-)