Bardzo dobre wprowadzenie do analizy greenwashingu w produktach kosmetycznych znajdziecie u Ekorodziców.
A zatem zwracajcie uwagę na opakowanie, skład i certyfikaty, a nie na dajcie się zwieść słówkom bio, EKO, naturalny w opisie, sfotoszopowanym obrazkom, czy wizerunkowi króliczka, który ma sugerować, że kosmetyk nie był testowany na zwierzętach.
1. Tak się składa, że od roku w Polsce (jak i w całej Unii Europejskiej) obowiązuje zakaz testowania kosmetyków, więc umieszczanie rysunku królika na opakowaniach kremów czy szamponów jest zbędne.
Wciąż jednak w sprzedaży są kosmetyki firm, które w jakiś sposób wspierają testy na zwierzętach, np. przez sprowadzanie surowców z Chin lub umieszczanie tam swoich laboratoriów (a w Chinach testowanie na zwierzętach jest obligatoryjne). Dlatego warto sprawdzić wiarygodność danej marki na jednej z list prowadzonych przez obrońców praw zwierząt. Aktualizowana lista firm kosmetycznych, jeśli chodzi o ich podejście do testowania znajduje się m.in. na No test.pl
2. Certyfikaty
Teoretycznie obecność certyfikatu gwarantuje nam ekologiczność składników. Ale... Sporo jest tych certyfikatów, więc nie do końca wiadomo, którym się kierować. Poza tym "nie wszystkie firmy stosujące certyfikowane składniki
występują o certyfikat, ponieważ jest on kosztowny. Po drugie,
certyfikowani producenci czasem nieuczciwie manipulują informacją o
przyznanym im certyfikacie: – Choć dotyczy on konkretnego produktu albo
składnika, niektóre firmy między wierszami starają się np. wmówić
klientkom, że wszystkie ich produkty posiadają taki certyfikat – mówi
Lidia Lewandowska."
(stąd)
Konkretnym przykładem ściemniania w kwestii certyfikatów jest konsumenckie śledztwo przeprowadzone przez autorkę Agulkowego Pola. Zadała kilka pytań przedstawicielowi marki Love Me Green i nie zadowoliła się gładko brzmiącymi odpowiedziami. Warto poczytać.
3. Skład
Dla mnie najważniejsze jest, aby produkty były wolne od okrucieństwa, dlatego sprawdzam skład pod kątem obecności składników zwierzęcych i nieetycznych składników roślinnych. Trzeba uważać zwłaszcza przy mydłach w kostce (np. Biały Jeleń nie jest wegański, ale Biały Wielbłąd jest). Jeśli chodzi np. o popularne ostatnio szare mydła, to Ministerstwo Dobrego Mydła powiada:
"Otóż te "szare mydełka" które wcale
szare nie są (szarym mydłem nazywamy mydła potasowe które mają postać
żelu a nie kostki) a poszukiwane są za to przez wszystkich alergików
oraz nazywane są hipoalergicznymi i uznawane za bardzo eko- wcale takie
miłe nie są. Składają się głownie z mieszanki łoju zwierzęcego i oleju
kokosowego. Zarówno jeden jak i drugi tłuszcz użyty w mydle daje kostkę
twardą i dobrze pieniącą się. Ale też jeden i drugi użyty w zbyt dużej
ilości wysusza i podrażnia skórę. Do tego trochę soli i ciekawostka-
EDTA czyli (1-hydroksyetylideno)bisfosfonian tetrasodu- substancja
dozwolona do stosowania w ograniczonym stężeniu. Trucizna po prostu. W
mydle może być jej nie więcej niż 0,2% ale nikt nie bada konsekwencji
kumulacji, kiedy dozujemy ją sobie z kilku różnych produktów na raz. Nie
jesteśmy fankami czarnego PR-u, nigdy nie myślałyśmy też o
przygotowywaniu mydeł w ten deseń. Nie pozwoliłybyśmy się też nimi myć
nikomu o wrażliwej skórze. Na wrażliwą skórę przygotowuje się mieszankę
różnych naturalnych olejów roślinnych których kompozycja (jeśli jest
dobrze policzona) daje przyjemne, ładnie pieniące się i naprawdę
delikatne mydełko. A EDTA sucks!"
Z kolei Greenpeace ostatnio nagłośniło sprawę stosowania oleju palmowego w kosmetykach Procter&Gamble (m.in. szampony Head&Shoulders). Olej palmowy sam w sobie jest składnikiem roślinnym, ale wielu wegan go unika, bo jego pozyskiwanie wiąże się ze śmiercią i okaleczeniem zwierząt żyjących na terenach karczowanych pod uprawę palm. Jak słusznie pisze Publiczna Pralnia Brudów olej palmowy to popularny składnik także w kosmetykach (i żywności) innych firm, nie tylko P&G, więc najlepiej w ogóle go unikać albo szukać informacji, że został pozyskany etycznie.
Najlepiej więc kupować kosmetyki sprawdzonych marek z najprostszym roślinnym składem. Można też zrobić je samemu - receptur i blogów opisujących poszczególne kroki jest wiele.
I co ważne: "Przypadki greenwashingu można zgłaszać do Rady Reklamy przy pomocy
prostego formularza. Wystarczy wejść na stronę
http://www.radareklamy.org/formularz-zgloszeniowy-online.htm
c.d.n. :-)
Tez slyszalam, że Green Peace dziala w sprawe oleju palmowego. I bardzo dobrze. TO naprawde istotne. Z drugiej strony wystarczy wybierac produkty z certyfikatem RSPO i mamy problem z głowy. Dla tych co nie wiedza o czym mowa polecam lekture https://www.certyfikatrspo.pl/dla-jakich-branz-certyfikat-rspo/ Warto:)
OdpowiedzUsuń