Oto mój dzisiejszy powód do radości:
Łyżka drewniana, ręcznie robiona, gładka, w sam raz do ręki, po prostu piękna. Trafiła do mnie poniekąd dzięki kooperatywie. Bo mąż Małgosi, która przywiozła mi dzisiaj 3 kg pomidorów z zaprzyjaźnionej uprawy, więc ten mąż - on jest łyżkoholikiem.
Takie ma hobby, pasję, czy jak zwał tak zwał, ale robi łyżki. I w ten weekend wybiera się nawet do Anglii na SpoonFest (tak, łyżkoholicy mają swój własny festiwal, na którym mistrzowie dłuta i noża prowadzą warsztaty dla początkujących). Brzmi ciekawie i wygląda nieźle (przynajmniej na zdjęciach z zeszłego roku) - jak tam wszyscy siedzą i strugają :-)
Życzę Marcinowi owocnych festiwalowych warsztatów i nie mogę się doczekać, gdy przekaże zdobytą wiedzę dalej (najlepiej w okolicach Opola).
Dodatkowo, dziwnym trafem dziś natknęłam się na bloga, którego autorka również popełniła kilka łyżek. To tylko podsyciło moją motywację do nauki nowego rękodzieła...Bo łyżki mają sens :-)
We wsi Nowica w Beskidzie Niskim jest nawet pomnik łyżki (z drewna żeby nie było) bo tam kiedyś w każdym domu wytwarzano łyżki. Obecnie już tylko nieliczni. pozdrowienia
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam!
OdpowiedzUsuńA czy to ta sama Nowica, z której pochodzi kapela Nowica 9?
Też pozdrawiam :-)
Dokładnie ta sama :-).
OdpowiedzUsuńW takim razie trzeba będzie kiedyś Nowicę odwiedzić :-)
OdpowiedzUsuń