Do stworzenia tego kursu zainspirowała mnie Lena, z którą tydzień temu byłam na kręgu mieszanym w intencji Ziemi. Dużo by opowiadać, bo wiele myśli i uczuć nam się wtedy wylało :-) Ale po spotkaniu przyszedł do mnie pomysł na ten kurs - może się to akurat coś dla ciebie?
A zatem - być może jesteś osobą, która segreguje śmieci, uprawia pomidory na balkonie, chodzi boso po lesie, a może nawet masz swoje wielorazowe woreczki z firanki na zakupy 😊 Ale może, tak samo jak ja i Lena, czujesz że to za mało. Że to nie wystarcza. Co robić w tej pieprzonej sytuacji?
Od 28 października przez 7 dni będę ci mailowo wysyłała pomysły na konkretne działania, które możesz podjąć już teraz - indywidualnie lub grupowo. Nawet jeśli będzie to „tylko” internetowy kliktywizm i podpisywanie petycji w sprawie ochrony środowiska. Wszystko po to, aby poprawić swoje poczucie sprawczości i wiary w to, że nasze działania mają sens.
Dla kogo jest ten kurs?
Dla wszystkich osób, które czują, że segregacja śmieci to za mało, a nie chcą pogrążyć się w depresji klimatycznej.
Czego potrzebujesz?
Internetu i dostępu do maila.
Ile to kosztuje?
Nie chcę od ciebie pieniędzy, tylko zaangażowania 😊 Ale pomyślałam, że super by było, gdybyś wpłacił/a darowiznę dla jednej z trzech zaproponowanych przeze mnie organizacji, które aktywnie działają na rzecz środowiska. Choćby 10 zł albo tyle, ile uznasz za stosowne.
Czy muszę ci podawać maila?
Nic nie musisz 😊 Ale kurs będzie prowadzony mailowo, więc no tego… A jeśli wyślesz mi skan lub prtscr z potwierdzeniem przelewu dla danej organizacji (swoje dane osobowe oczywiście możesz zamazać), to na koniec kursu dostaniesz ode mnie specjalny ekobonus.
Aha, to nie będzie jakiś superwyczesany kurs mailowy z dopieszczonymi PDFami (bo dopiero się tego uczę), za to obiecuję ci 7 mailowych pigułek ekoprozacu – przeciwko depresji klimatycznej.
To kto wskakuje na pokład?
Strony
▼
17 paź 2019
2 sie 2019
Pożegnania nadszedł czas
Aaa, dostałam wczoraj mail z zaniepokojonym pytaniem, czy żyję i czy wszystko ok, skoro taka cisza na blogu. Mail od fana, serduszko.
Dziękuję, żyję, wszystko dobrze (na ile może być dobrze przed końcem świata), ale już od kilku miesięcy chciałam zamknąć bloga, bo jakoś ta formuła się dla mnie wyczerpała.
Być może wrócę jeszcze kiedyś do pisania i wtedy dam wam znać. A póki co - zostawiam bloga i jego treść do poczytania (bo statystyki twierdzą, że wciąż tu trafiają nowe osoby), zanim nie wymyślę co dalej.
Jestem otwarta na różne współprace (a przy okazji szukam nowej pracy i chętnie wesprę zdalnie jakiś sensowny projekt) - piszcie na nashle[maupa]gazeta.pl
Czas Ekomanii był dla mnie bardzo rozwijający, choć typową blogerką nie zostałam. No i okazało się, że miałam depresję klimatyczną, jeszcze zanim zdiagnozowano w ogóle taką jednostkę chorobową .Gdyby ktoś z Opola chciał utworzyć Grupę Wsparcia, to mogę pomóc w organizacji spotkań.
Natomiast osobom z okolic Szczecina polecam uwadze "Warsztaty o końcu świata", rozpoczną się 12 sierpnia. Poszłabym sama, ale za daleko.
Warsztaty o… końcu świata?
„Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
(…)
Innego końca świata nie będzie.”
Czesław Miłosz
"Idę lasem, patrzę na gęste korony drzew nade mną i zastanawiam się, jak długo będę oddychać z tym lasem. Przeglądam prasę i czytam, że cztery lata temu wyschło całkowicie jezioro Poopó w Boliwii, jedno z największych w tym kraju. Umiera Wielka Rafa Koralowa, która w ciągu ostatnich dwudziestu lat straciła połowę podwodnych łąk. W Polsce zimy są coraz cieplejsze, nadchodzą później i szybko się kończą – to mogę zauważyć samodzielnie, nie czytając gazet. Okres wegetacji wydłuża się. Na południu Polski zaczęliśmy uprawę afrykańskiego sorgo, mającego wysokie wymagania termiczne. Według naukowych prognoz cztery pory roku odejdą w zapomnienie: będzie pora deszczowa zimą z temperaturami powyżej zera i sucha pora letnia z temperaturami sięgającymi czterdziestu stopni, przerywana ulewami podczas susz. Kiedy? Wtedy, kiedy nasze dzieciaki będą w kwiecie wieku – za dwadzieścia, trzydzieści lat.
Steve W. Running, profesor, ekolog, w 2007 roku członek Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu nagrodzonego Pokojową Nagrodą Nobla, ukuł określenie na to, co obecnie możemy przeżywać w związku ze zmianami klimatycznymi: „żałoba klimatyczna”. Proces ten przebiega w pięciu fazach, analogicznie do pięciu stadiów żałoby. Pierwsze przychodzi zaprzeczenie: „nic się nie dzieje, klimat zmieniał się zawsze”, za nim kroczy złość: „z tą zmianą klimatyczną to jakieś bzdury i manipulacje!”, potem negocjowanie: „może są dobre strony tego, że będzie cieplej?”, w końcu pojawiają się nastroje depresyjne: „nie mam na nic wpływu, moje działanie nic nie zmieni, będzie kryzys i nic z tym się nie da zrobić”, na końcu przychodzi akceptacja: „tak, klimat się ociepla, korzystajmy z tego, co mamy, póki możemy”.
Czy na „końcu świata” czeka nas… akceptacja? Czy możemy coś zrobić? Czy ja mogę zrobić coś, co będzie miało wpływ na rzeczywistość dookoła mnie? Czy mogę zrobić cokolwiek, żeby nie niszczyć świata dookoła mnie, świata naszych dzieci? Czy mogę jakoś wesprzeć dzieci w tym, co się wydarza, w tym, co nas czeka? Co właściwie czuję, co myślę?
Joanna Macy, aktywistka i ekofilozofka, uważa, że aby działać, musimy najpierw zatrzymać się i przyjrzeć się temu, co jest nam bliskie i co tracimy: możliwość pójścia do lasu, posłuchania szumu drzew. Proste?
Podczas warsztatów zawiążemy Tymczasową Grupę Wsparcia i Wymiany. Badając osobiste doświadczenie zmiany i niepokoju, zbadamy nasze możliwości i potencjały do współpracy z młodymi ludźmi w temacie zmiany rzeczywistości dookoła nas – w temacie globalnego kryzysu powodowanego zmianami klimatycznymi. Dzieląc się swoimi zasobami – uczuciami, refleksjami i kompetencjami – spróbujemy zmapować konkretne działania, które są możliwe do przedsięwzięcia.
15 marca 2019 roku nastolatki z ponad stu krajów opuściły lekcje i wyszły na ulice, organizując globalny Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Młodzi ludzie chcą podjąć wyzwanie i zawalczyć o swój świat.
A my?"
Dziękuję, żyję, wszystko dobrze (na ile może być dobrze przed końcem świata), ale już od kilku miesięcy chciałam zamknąć bloga, bo jakoś ta formuła się dla mnie wyczerpała.
Być może wrócę jeszcze kiedyś do pisania i wtedy dam wam znać. A póki co - zostawiam bloga i jego treść do poczytania (bo statystyki twierdzą, że wciąż tu trafiają nowe osoby), zanim nie wymyślę co dalej.
Jestem otwarta na różne współprace (a przy okazji szukam nowej pracy i chętnie wesprę zdalnie jakiś sensowny projekt) - piszcie na nashle[maupa]gazeta.pl
Czas Ekomanii był dla mnie bardzo rozwijający, choć typową blogerką nie zostałam. No i okazało się, że miałam depresję klimatyczną, jeszcze zanim zdiagnozowano w ogóle taką jednostkę chorobową .Gdyby ktoś z Opola chciał utworzyć Grupę Wsparcia, to mogę pomóc w organizacji spotkań.
Natomiast osobom z okolic Szczecina polecam uwadze "Warsztaty o końcu świata", rozpoczną się 12 sierpnia. Poszłabym sama, ale za daleko.
Warsztaty o… końcu świata?
„Dopóki słońce i księżyc są w górze,
Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
(…)
Innego końca świata nie będzie.”
Czesław Miłosz
"Idę lasem, patrzę na gęste korony drzew nade mną i zastanawiam się, jak długo będę oddychać z tym lasem. Przeglądam prasę i czytam, że cztery lata temu wyschło całkowicie jezioro Poopó w Boliwii, jedno z największych w tym kraju. Umiera Wielka Rafa Koralowa, która w ciągu ostatnich dwudziestu lat straciła połowę podwodnych łąk. W Polsce zimy są coraz cieplejsze, nadchodzą później i szybko się kończą – to mogę zauważyć samodzielnie, nie czytając gazet. Okres wegetacji wydłuża się. Na południu Polski zaczęliśmy uprawę afrykańskiego sorgo, mającego wysokie wymagania termiczne. Według naukowych prognoz cztery pory roku odejdą w zapomnienie: będzie pora deszczowa zimą z temperaturami powyżej zera i sucha pora letnia z temperaturami sięgającymi czterdziestu stopni, przerywana ulewami podczas susz. Kiedy? Wtedy, kiedy nasze dzieciaki będą w kwiecie wieku – za dwadzieścia, trzydzieści lat.
Steve W. Running, profesor, ekolog, w 2007 roku członek Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu nagrodzonego Pokojową Nagrodą Nobla, ukuł określenie na to, co obecnie możemy przeżywać w związku ze zmianami klimatycznymi: „żałoba klimatyczna”. Proces ten przebiega w pięciu fazach, analogicznie do pięciu stadiów żałoby. Pierwsze przychodzi zaprzeczenie: „nic się nie dzieje, klimat zmieniał się zawsze”, za nim kroczy złość: „z tą zmianą klimatyczną to jakieś bzdury i manipulacje!”, potem negocjowanie: „może są dobre strony tego, że będzie cieplej?”, w końcu pojawiają się nastroje depresyjne: „nie mam na nic wpływu, moje działanie nic nie zmieni, będzie kryzys i nic z tym się nie da zrobić”, na końcu przychodzi akceptacja: „tak, klimat się ociepla, korzystajmy z tego, co mamy, póki możemy”.
Czy na „końcu świata” czeka nas… akceptacja? Czy możemy coś zrobić? Czy ja mogę zrobić coś, co będzie miało wpływ na rzeczywistość dookoła mnie? Czy mogę zrobić cokolwiek, żeby nie niszczyć świata dookoła mnie, świata naszych dzieci? Czy mogę jakoś wesprzeć dzieci w tym, co się wydarza, w tym, co nas czeka? Co właściwie czuję, co myślę?
Joanna Macy, aktywistka i ekofilozofka, uważa, że aby działać, musimy najpierw zatrzymać się i przyjrzeć się temu, co jest nam bliskie i co tracimy: możliwość pójścia do lasu, posłuchania szumu drzew. Proste?
Podczas warsztatów zawiążemy Tymczasową Grupę Wsparcia i Wymiany. Badając osobiste doświadczenie zmiany i niepokoju, zbadamy nasze możliwości i potencjały do współpracy z młodymi ludźmi w temacie zmiany rzeczywistości dookoła nas – w temacie globalnego kryzysu powodowanego zmianami klimatycznymi. Dzieląc się swoimi zasobami – uczuciami, refleksjami i kompetencjami – spróbujemy zmapować konkretne działania, które są możliwe do przedsięwzięcia.
15 marca 2019 roku nastolatki z ponad stu krajów opuściły lekcje i wyszły na ulice, organizując globalny Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Młodzi ludzie chcą podjąć wyzwanie i zawalczyć o swój świat.
A my?"
11 kwi 2019
Naturalne barwniki - nieoczywiste
Po długiej przerwie powracam na bloga i do tematu naturalnych barwników (Przez grzyby do kłębka), a to za sprawą kupionej niedawno w Magicznym Ogrodzie klitorii - sproszkowanych kwiatów rośliny, o nieprzypadkowej nazwie.
Clitoria ternatea przypomina kształtem kobiecą joni, a ponadto ma tę właściwość, że jest niebieskim barwnikiem. Może być więc używana zarówno jako napar, jak i do farbowania - żywności, ubrań, papieru.
Ma też walory zdrowotne - głównie antydepresyjne (ale tez na zaburzenia miesiączkowania i problemy skórne), przynajmniej tak pisze Różański, a ja mu wierzę :-)
By The Photographer - Praca własna, CC0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=23655703
W smaku jest ok, przypomina trochę japońską matcha, więc jeśli macie ochotę na coś nowego, to polecam.
Z innych ciekawostek zakupiłam także smoczą krew, czyli żywicę z czarciuka smoczego - zamierzam stosować jako kadzidło.
Zajrzałam też do fb grupy dotyczącej naturalnego barwienia, a tam takie rady dla początkujących farbierzy i farbierek: ' Najbardziej polecam liście brzozy, liście wrotyczu (i kwiaty, jak już będą). Kolorek najlepiej łapią włókna proteinowe (pochodzenia zwierzęcego), do pierwszych prób polecam wełnę. I jako generalna reguła - lepiej trzymać rośliny długo w niskiej temperaturze, niż krótko w wysokiej (a gotowanie to w większości wypadków zbrodnia, niszczy barwniki i włókna). Do tego możesz postarać się o ałun - służy do tzw. zaprawiania (dzięki temu kolor jest trwalszy i bardziej jaskrawy).'
Ta grupa to prawdziwa kopalnia informacji, można też nacieszyć oko naturalnie farbowanymi tkaninami i wełnami. Przy okazji odkryłam bloga Dzikie barwy, z którego dowiecie się m.in. tego, jaki kolor powstanie z pestek i łupin awokado :-)
A dla wszystkich zainteresowanych zgłębianiem tematu - w wakacje odbędzie się warsztat barwierski w Kaczym Bagnie:
By The Photographer - Praca własna, CC0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=23655703
W smaku jest ok, przypomina trochę japońską matcha, więc jeśli macie ochotę na coś nowego, to polecam.
Z innych ciekawostek zakupiłam także smoczą krew, czyli żywicę z czarciuka smoczego - zamierzam stosować jako kadzidło.
Zajrzałam też do fb grupy dotyczącej naturalnego barwienia, a tam takie rady dla początkujących farbierzy i farbierek: ' Najbardziej polecam liście brzozy, liście wrotyczu (i kwiaty, jak już będą). Kolorek najlepiej łapią włókna proteinowe (pochodzenia zwierzęcego), do pierwszych prób polecam wełnę. I jako generalna reguła - lepiej trzymać rośliny długo w niskiej temperaturze, niż krótko w wysokiej (a gotowanie to w większości wypadków zbrodnia, niszczy barwniki i włókna). Do tego możesz postarać się o ałun - służy do tzw. zaprawiania (dzięki temu kolor jest trwalszy i bardziej jaskrawy).'
Ta grupa to prawdziwa kopalnia informacji, można też nacieszyć oko naturalnie farbowanymi tkaninami i wełnami. Przy okazji odkryłam bloga Dzikie barwy, z którego dowiecie się m.in. tego, jaki kolor powstanie z pestek i łupin awokado :-)
A dla wszystkich zainteresowanych zgłębianiem tematu - w wakacje odbędzie się warsztat barwierski w Kaczym Bagnie:
16 mar 2019
Trudne odpady - paragony i rachunki
Wydawałoby się, że papierowe paragony, które dostajemy przy okazji codziennych zakupów, są niekłopotliwym i prostym do recyklingu odpadem. Papier = makulatura. Ale niestety w przypadku paragonów sprawa się komplikuje. Drukowane są na papierze termicznym, który nie nadaje się do recyklingu. Powinny trafiać do odpadów zmieszanych i na wysypiska.
W dodatku papier termiczny jest prawdopodobnie szkodliwy dla zdrowia, coraz częściej można natrafić na informacje, że w jego składzie znajduje się szkodliwy Bisfenol A, czyli BPA (znajdujący się także w puszkach/konserwach).
O bisfenolu nasłuchałam się wystarczającego złego, żeby go unikać. BPA ma budowę zbliżoną do żeńskiego hormonu płciowego – estrogenu, dlatego może oddziaływać na funkcjonowanie układu hormonalnego. Bisfenol A może dostać się do naszego organizmu przez układ pokarmowy, oddechowy oraz "przez skórę, głównie przez dotykanie paragonów, ale także w wyniku wkładania do ust przez dziecko plastikowej zabawki. Najbardziej narażone na kontakt z BPA przez skórę są kasjerki w sklepach. Stężenie BPA w paragonach jest nawet 250-1000 razy większe niż w żywności, a jego przenikalność przez skórę wynosi aż 46%." (źródło).
Kiedyś oglądałam dokument o pestycydach i bisfenolu, bardzo przygnębiający + pewna dawka spiskowości, ale jednak warto:
A na poniższym zdjęciu znajduje się przygotowana przeze mnie do wyrzucenia kolekcja paragonów z kilku ostatnich miesięcy. Miałam kiedyś taką fantazję, że będę zapisywać swoje wydatki, aby lepiej zarządzać swym budżetem. Haha :-) Cierpliwości starczyło mi na miesiąc, a potem już tylko odkładałam te paragony z myślą, że wprowadzę je wszystkie do Excela hurtem na koniec miesiąca. To się nigdy nie stało :-) No, ale budżet się dopina, więc postanowiłam się pozbyć tych karteluszków i rozejrzeć za inną metodą. Paragony powędrowały do zsypu i tak się zastanawiam, jak tu ograniczyć ich ilość, oprócz odmawiania wydrukowania dodatkowego potwierdzenia, kiedy płacę kartą. Macie jakieś pomysły?
W dodatku papier termiczny jest prawdopodobnie szkodliwy dla zdrowia, coraz częściej można natrafić na informacje, że w jego składzie znajduje się szkodliwy Bisfenol A, czyli BPA (znajdujący się także w puszkach/konserwach).
O bisfenolu nasłuchałam się wystarczającego złego, żeby go unikać. BPA ma budowę zbliżoną do żeńskiego hormonu płciowego – estrogenu, dlatego może oddziaływać na funkcjonowanie układu hormonalnego. Bisfenol A może dostać się do naszego organizmu przez układ pokarmowy, oddechowy oraz "przez skórę, głównie przez dotykanie paragonów, ale także w wyniku wkładania do ust przez dziecko plastikowej zabawki. Najbardziej narażone na kontakt z BPA przez skórę są kasjerki w sklepach. Stężenie BPA w paragonach jest nawet 250-1000 razy większe niż w żywności, a jego przenikalność przez skórę wynosi aż 46%." (źródło).
Kiedyś oglądałam dokument o pestycydach i bisfenolu, bardzo przygnębiający + pewna dawka spiskowości, ale jednak warto:
A na poniższym zdjęciu znajduje się przygotowana przeze mnie do wyrzucenia kolekcja paragonów z kilku ostatnich miesięcy. Miałam kiedyś taką fantazję, że będę zapisywać swoje wydatki, aby lepiej zarządzać swym budżetem. Haha :-) Cierpliwości starczyło mi na miesiąc, a potem już tylko odkładałam te paragony z myślą, że wprowadzę je wszystkie do Excela hurtem na koniec miesiąca. To się nigdy nie stało :-) No, ale budżet się dopina, więc postanowiłam się pozbyć tych karteluszków i rozejrzeć za inną metodą. Paragony powędrowały do zsypu i tak się zastanawiam, jak tu ograniczyć ich ilość, oprócz odmawiania wydrukowania dodatkowego potwierdzenia, kiedy płacę kartą. Macie jakieś pomysły?
12 mar 2019
Kawiarenka snu
Ach, odkąd na niedzielnych warsztatach Feldenkraisa dowiedziałam się od jednej z uczestniczek, że we Wrocławiu działa Kawiarenka Snu, marzę o drzemce w kokonie :-)
Pomysł uważam za świetny (i nie tylko ja, bo licencję na Kawiarenkę Snu chce też kupić NASA), tym bardziej, że mniej więcej od roku bliżej przyglądam się snom, zapisuję je i potem dzielę się nimi w Kręgu Snów on line.
Bardzo to ciekawa praktyka (książkę można kupić tu) i sen stał się ważną częścią mojego życia. Nawet kupiłam sobie bawełnianą kołdrę (a wcale nie jest łatwo znaleźć kołdrę ze 100% bawełny, bo w sklepach głównie mikrowłókno i poliester) oraz perkalową pościel, żeby było przyjemniej :-)
Polecam pracę z Natalią Miłuńską i grupę Krąg Snów, bo dzięki temu moje śnienie wskoczyło na zupełnie nowy poziom:
Pomysł uważam za świetny (i nie tylko ja, bo licencję na Kawiarenkę Snu chce też kupić NASA), tym bardziej, że mniej więcej od roku bliżej przyglądam się snom, zapisuję je i potem dzielę się nimi w Kręgu Snów on line.
Bardzo to ciekawa praktyka (książkę można kupić tu) i sen stał się ważną częścią mojego życia. Nawet kupiłam sobie bawełnianą kołdrę (a wcale nie jest łatwo znaleźć kołdrę ze 100% bawełny, bo w sklepach głównie mikrowłókno i poliester) oraz perkalową pościel, żeby było przyjemniej :-)
Polecam pracę z Natalią Miłuńską i grupę Krąg Snów, bo dzięki temu moje śnienie wskoczyło na zupełnie nowy poziom:
9 mar 2019
Co dobrego #12
1. Programowanie dla dziewczynek
Strona programowaniedziecinnieproste.pl zachęca do nauki programowania. Dla każdego, bo programowanie dla dziewczynek nie różni się niczym od tego dla chłopców :-) A może za kilka lat dzięki nauce kodowania ktoś wymyśli apkę ratującą świat.
2. Seminkovny - lokalne banki nasion w Czechach (ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby i w Polsce powstała taka sieć)
Czeskie seminkovny - jest ich ponad 30 - dostępne są w bibliotekach, centrach aktywności lokalnej, szkołach, kawiarniach czy ogrodach społecznych.
Inicjatywa ułatwia dzielenie się nasionami i ich wymianę w lokalnych społecznościach, sprzyja bioróżnorodności i przetrwaniu starych odmian.
3. Bambus, tencel, poliester czy bawełna - z jakich materiałów wybierać ubrania - ta i inne publikacje dotyczące odpowiedzialnej mody od fundacji od Kupuj odpowiedzialnie. Poradniki dotyczące fair mody znajdziecie tu.
4. Z początkiem roku Polskie Towarzystwo Ludoznawcze uwolniło treść książki „Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych – Słownik Fischera” - prawdziwa etnobotaniczna gratka. Korzystajcie, bo smakowitych kąsków tam wiela!
Strona programowaniedziecinnieproste.pl zachęca do nauki programowania. Dla każdego, bo programowanie dla dziewczynek nie różni się niczym od tego dla chłopców :-) A może za kilka lat dzięki nauce kodowania ktoś wymyśli apkę ratującą świat.
2. Seminkovny - lokalne banki nasion w Czechach (ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby i w Polsce powstała taka sieć)
Czeskie seminkovny - jest ich ponad 30 - dostępne są w bibliotekach, centrach aktywności lokalnej, szkołach, kawiarniach czy ogrodach społecznych.
Inicjatywa ułatwia dzielenie się nasionami i ich wymianę w lokalnych społecznościach, sprzyja bioróżnorodności i przetrwaniu starych odmian.
3. Bambus, tencel, poliester czy bawełna - z jakich materiałów wybierać ubrania - ta i inne publikacje dotyczące odpowiedzialnej mody od fundacji od Kupuj odpowiedzialnie. Poradniki dotyczące fair mody znajdziecie tu.
4. Z początkiem roku Polskie Towarzystwo Ludoznawcze uwolniło treść książki „Rośliny w wierzeniach i zwyczajach ludowych – Słownik Fischera” - prawdziwa etnobotaniczna gratka. Korzystajcie, bo smakowitych kąsków tam wiela!
5. I jeszcze jedna publikacja - trochę inne podejście do reuse, bo nie chodzi o rzeczy materialne, ale o udostępnianie i korzystanie z zasobów cyfrowych - Reuse w edukacji.
Może się przyda wszelkim edukatorom i nauczycielom :-)
6. Darmowa komunikacja miejska w Głuchołazach (opolskie) i Kamiennej Górze (dolnośląskie). Zapewne takich miast w Polsce jest więcej. Ja słyszałam jeszcze o Świeradowie-Zdroju (można stamtąd dojechać do kultowego Wolimierza). Cieszy, że takie pomysły zataczają coraz szersze kręgi!
2 mar 2019
Wyślij pocztówkę z nasionami
Kilka razy wspominałam już na blogu o papierze z nasionkami - seed paper. Jest coś pociągającego w myśli, że dzięki temu natura może zatoczyć krąg (drzewo-papier-nasiona-roślina-drzewo -papier). Ostatnio wyczytałam, że projekt Olgi Zelenskej - studentki School of Form , która wykorzystała seed paper, został wyróżniony w ramach konkursu Progress Prize. Znalazł się również w gronie 20 najlepszych na świecie dyplomów projektowych powstałych w 2018 roku. Był prezentowany podczas Dutch Design Week na wystawie Antenna.
„Znikąd, z miłością” to zbiór pocztówek zrobionych z seed paper. "Jak podkreśla autorka, jej projekt pomaga dostosować się do życia w nowych warunkach i poradzić sobie z tęsknotą za swoim krajem." - źródło
Jakkolwiek niszowy jest ten ten trend, to jestem na tak :-) A gdyby tak ożenić nasionkowe pocztówki z postcrossingiem w formie Guerilla Gardening Mail? Potencjał jest...
„Znikąd, z miłością” to zbiór pocztówek zrobionych z seed paper. "Jak podkreśla autorka, jej projekt pomaga dostosować się do życia w nowych warunkach i poradzić sobie z tęsknotą za swoim krajem." - źródło
Jakkolwiek niszowy jest ten ten trend, to jestem na tak :-) A gdyby tak ożenić nasionkowe pocztówki z postcrossingiem w formie Guerilla Gardening Mail? Potencjał jest...
22 lut 2019
Czytam sobie: Roślinny kabaret. Botanika i wyobraźnia
Chorowanie ma swoje dobre strony, przynajmniej mogłam w spokoju skończyć pozaczynane już kilka tygodni temu książki. Jedną z nich jest Roślinny kabaret. Botanika i wyobraźnia Richarda Mabey'a. Przez chwilę myślałam, że to będzie kolejna lektura typu "zbiór ciekawostek o roślinach", ale już po wstępie wiedziałam, że jest lepiej. Autor na szczęście dystansuje się od naukowców, którzy nazywają rośliny "naturalnym kapitałem" lub "dostawcą usług ekosystemowych". Zwraca uwagę na to, że często traktujemy naturę użytkowo, a nawet jeśli staramy się pomóc, to nie bierzemy pod uwagę całej bioróżnorodności, tylko jakiś jej określony wycinek.
"Jako przykład teoretycznie szczytnego, ale jednak krótkowzrocznego działania można podać wspierać upraw roślin nektarodajnych dla owadów zapylających, w szczególności pszczół. Sama idea zasługuje na pochwałę, tyle że - w przeciwieństwie do pszczół - większość owadów zapylających wykształca się z larw żywiących się nie kwiatami nektarodajnymi, ale zwykłymi zielonymi liśćmi, w tym również liśćmi chwastów konsekwentnie eliminowanych w celu tworzenia kolejnych kwiatowych rabatek."
Sam autor stara się dostrzec w roślinach autonomiczne byty bez próby zawłaszczania ich, jednak nie unikając antropomorfizacji.
W kolejnych rozdziałach książki autor opisuje spotkania konkretnych roślin z konkretnymi ludźmi. Możemy się dowiedzieć o najstarszych drzewach, kukurydzy, bawełnie, wiktoriańskiej modzie na paprocie (i lasy w słoiku), kolonialnych odkryciach, łowach na storczyki i wielu innych roślinach. Mnie najbardziej urzekł rozdział o artystce Margaret Mee, która przez całe życie poszukiwała kwiatu kaktusa Selenicereus wittii, wspinającego się na drzewa w dżungli. Jego pąki otwierają się tylko na jedną noc w roku, a kwiaty wydzielają upajającą woń. Czy nie przypomina wam to legendy o kwiecie paproci? A może kiedyś w Europie też mieliśmy jakiś gatunek, który kwitł tylko raz w roku przy świetle księżyca? Czy Margaret Mee udało się znaleźć moonflower? Przeczytajcie sami... (albo obejrzyjcie film)
Margaret Mee and the Moon Flower from Malu De Martino on Vimeo.
(no, dobra, zaspojluję - udało się pod koniec jej życia, w 1988roku, czyli stosunkowo niedawno. Przy świetle latarek powstał szkic do tego obrazu:)
To niezwykła historia i niezwykła postać, a takich w książce Richarda Mabey'a jest więcej. Więc tak, warto.
"Jako przykład teoretycznie szczytnego, ale jednak krótkowzrocznego działania można podać wspierać upraw roślin nektarodajnych dla owadów zapylających, w szczególności pszczół. Sama idea zasługuje na pochwałę, tyle że - w przeciwieństwie do pszczół - większość owadów zapylających wykształca się z larw żywiących się nie kwiatami nektarodajnymi, ale zwykłymi zielonymi liśćmi, w tym również liśćmi chwastów konsekwentnie eliminowanych w celu tworzenia kolejnych kwiatowych rabatek."
Sam autor stara się dostrzec w roślinach autonomiczne byty bez próby zawłaszczania ich, jednak nie unikając antropomorfizacji.
W kolejnych rozdziałach książki autor opisuje spotkania konkretnych roślin z konkretnymi ludźmi. Możemy się dowiedzieć o najstarszych drzewach, kukurydzy, bawełnie, wiktoriańskiej modzie na paprocie (i lasy w słoiku), kolonialnych odkryciach, łowach na storczyki i wielu innych roślinach. Mnie najbardziej urzekł rozdział o artystce Margaret Mee, która przez całe życie poszukiwała kwiatu kaktusa Selenicereus wittii, wspinającego się na drzewa w dżungli. Jego pąki otwierają się tylko na jedną noc w roku, a kwiaty wydzielają upajającą woń. Czy nie przypomina wam to legendy o kwiecie paproci? A może kiedyś w Europie też mieliśmy jakiś gatunek, który kwitł tylko raz w roku przy świetle księżyca? Czy Margaret Mee udało się znaleźć moonflower? Przeczytajcie sami... (albo obejrzyjcie film)
Margaret Mee and the Moon Flower from Malu De Martino on Vimeo.
(no, dobra, zaspojluję - udało się pod koniec jej życia, w 1988roku, czyli stosunkowo niedawno. Przy świetle latarek powstał szkic do tego obrazu:)
To niezwykła historia i niezwykła postać, a takich w książce Richarda Mabey'a jest więcej. Więc tak, warto.
20 lut 2019
Smaki i zapachy lutego
Luty smuty i chorowity, więc dla przeciwwagi prezentuję smaki i zapachy leczące i kojące.
Dominującym smakiem jest moja ulubiona herbata z imbirem, cytryną i miodem, ale oprócz tego jest kilka nowości, w tym czaga.
Czaga, czyli błyskoporek podkorowy, to znany wśród bushcraftowców grzyb-pasożyt rosnący głównie na brzozach. Wygląda jak brązowo-czarna narośl i ma niesłychane właściwości prozdrowotne. Czaga czaj, czyli napar z suszu jest smaczny (czytaj: nie jest gorzki ani cierpki), więc polecam się rozejrzeć po brzozach. W internetach można znaleźć wiele filmików z czagą w roli głównej, jest też w sprzedaży. Ja błyskoporka dostałam w prezencie urodzinowym od czeskich przyjaciół - diky moc!
By Tomas Čekanavičius - http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/8/80/Inonotus_obliquus.jpg, CC BY-SA 3.0, Link
Kolejnym smakiem lutego jest ocet sosnowy, który popełniłam już jakiś czas temu wraz z syropem sosnowym. Długo się wahałam, zanim otworzyłam ten słoik, ale na szczęście pozytywnie się zaskoczyłam. Woda z octem sosnowym - idealna na czas infekcji, wierzcie mi.
Natomiast jedzenie doprawiam ostatnio zatarem - przyprawę tę, która składa się z tymianki, sezamu i sumaku - znałam już wcześniej, ale jakoś nie miałam okazji wdrożyć jej w codziennym gotowaniu. Teraz spory słoik przywieziony przez rodziców z Izraela (tudzież Ziemi Świętej) jest w częstym użyciu.
Ostatnim smakiem, który już zawsze będzie mi się kojarzył z lutym 2019, jest smak goździków. Inez Herbiness jest ich gorącą orędowniczką, ponoć są dobre na ból gardła, ale powiem tak - żuję od 4 dni i poprawy brak... W dodatku taki rozgryziony goździk jest obrzydliwy, więc no cóż, pozostańmy przy szałwii. Choć z nią też szału nie ma...
Co do zapachów to nowością jest mirra (również dar z Ziemi Świętej) w podręcznym roll-onie. Mirra, czyli żywica krzewu balsamowego, jest spoko (i ma działanie przeciwbólowe).
A wam czym smakuje i pachnie luty?
Dominującym smakiem jest moja ulubiona herbata z imbirem, cytryną i miodem, ale oprócz tego jest kilka nowości, w tym czaga.
Czaga, czyli błyskoporek podkorowy, to znany wśród bushcraftowców grzyb-pasożyt rosnący głównie na brzozach. Wygląda jak brązowo-czarna narośl i ma niesłychane właściwości prozdrowotne. Czaga czaj, czyli napar z suszu jest smaczny (czytaj: nie jest gorzki ani cierpki), więc polecam się rozejrzeć po brzozach. W internetach można znaleźć wiele filmików z czagą w roli głównej, jest też w sprzedaży. Ja błyskoporka dostałam w prezencie urodzinowym od czeskich przyjaciół - diky moc!
By Tomas Čekanavičius - http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/8/80/Inonotus_obliquus.jpg, CC BY-SA 3.0, Link
Kolejnym smakiem lutego jest ocet sosnowy, który popełniłam już jakiś czas temu wraz z syropem sosnowym. Długo się wahałam, zanim otworzyłam ten słoik, ale na szczęście pozytywnie się zaskoczyłam. Woda z octem sosnowym - idealna na czas infekcji, wierzcie mi.
Natomiast jedzenie doprawiam ostatnio zatarem - przyprawę tę, która składa się z tymianki, sezamu i sumaku - znałam już wcześniej, ale jakoś nie miałam okazji wdrożyć jej w codziennym gotowaniu. Teraz spory słoik przywieziony przez rodziców z Izraela (tudzież Ziemi Świętej) jest w częstym użyciu.
Ostatnim smakiem, który już zawsze będzie mi się kojarzył z lutym 2019, jest smak goździków. Inez Herbiness jest ich gorącą orędowniczką, ponoć są dobre na ból gardła, ale powiem tak - żuję od 4 dni i poprawy brak... W dodatku taki rozgryziony goździk jest obrzydliwy, więc no cóż, pozostańmy przy szałwii. Choć z nią też szału nie ma...
Co do zapachów to nowością jest mirra (również dar z Ziemi Świętej) w podręcznym roll-onie. Mirra, czyli żywica krzewu balsamowego, jest spoko (i ma działanie przeciwbólowe).
A wam czym smakuje i pachnie luty?
5 lut 2019
Freegańskie Kuchnie i Sklepy Społeczne - The Real Junk Food Project
A tu taka ciekawa inicjatywa z Anglii: The Real Junk Food Project
The Real Junk Food Project oprócz Kuchni Społecznych prowadzi także Sklepy Społeczne (sharehouses), gdzie można wziąć/kupić za "co łaska" żywność uratowaną przed wyrzuceniem. I tak sobie o tym czytam, i trochę zazdroszczę (chociaż Jadłodzielnie mają się w Polsce nieźle), a tu pyk - na fejsbuczku - wyskakuje mi u znajomej informacja, że Bank Żywności w Trójmieście otworzył pierwszy sklep społeczny:
"Sklep społeczny jest miejscem otwartym dla wszystkich, ale korzystać mogą z niego w pierwszej kolejności osoby potrzebujące zweryfikowane przez MOPR i posiadające odpowiednie skierowanie. Punkt będzie otwarty trzy razy w tygodniu i pod koniec każdego dnia mogą tam przyjść osoby nieposiadające skierowań - w tym wypadku nasi klienci będą musieli podpisać deklarację, że są osobami potrzebującymi, a następnie MOPR skontaktuje się z nimi, by poszukać dla nich jak najefektywniejszych rozwiązań."
No, i świetnie, ku chwale Zero Waste!
"W Wielkiej Brytanii działa coraz więcej lokali, w których można kupić posiłki
przygotowane z produktów przeznaczonych do wyrzucenia. „To nie jest kawiarnia dla bezdomnych, ani dla
emerytów, nie jesteśmy też bankiem żywności. Chcemy uratować żywność
zmierzającą do śmietnika, mając także na uwadze aspekt społeczny – ludzi przychodzą,
razem jedzą, rozmawiają. Wszyscy są mile widziani, cena jest "co łaska", ale też można
nie zapłacić w ogóle – wyjaśnia Chrissy Weller, która wraz ze swoją koleżanką pół
roku temu założyła kawiarnię w londyńskiej dzielnicy. Razem z grupą
wolontariuszy gotują raz w tygodniu. W każdą niedzielę dostają informacje, jakie
produkty z kończącą się datą ważności są do dyspozycji w pobliskich supermarketach
i piekarniach. Następnego dnia rano jadą po to i z różnych składników przygotowują
menu. Nigdy nie wiedzą z góry, jakie dania uda im się przygotować. Każdy
produkt, z którego gotują, najpierw ważą. Dzięki temu wiedzą, że w ciągu minionych
sześciu miesięcy udało im się uratować 1,39 tony żywności."
The Real Junk Food Project oprócz Kuchni Społecznych prowadzi także Sklepy Społeczne (sharehouses), gdzie można wziąć/kupić za "co łaska" żywność uratowaną przed wyrzuceniem. I tak sobie o tym czytam, i trochę zazdroszczę (chociaż Jadłodzielnie mają się w Polsce nieźle), a tu pyk - na fejsbuczku - wyskakuje mi u znajomej informacja, że Bank Żywności w Trójmieście otworzył pierwszy sklep społeczny:
"Sklep społeczny jest miejscem otwartym dla wszystkich, ale korzystać mogą z niego w pierwszej kolejności osoby potrzebujące zweryfikowane przez MOPR i posiadające odpowiednie skierowanie. Punkt będzie otwarty trzy razy w tygodniu i pod koniec każdego dnia mogą tam przyjść osoby nieposiadające skierowań - w tym wypadku nasi klienci będą musieli podpisać deklarację, że są osobami potrzebującymi, a następnie MOPR skontaktuje się z nimi, by poszukać dla nich jak najefektywniejszych rozwiązań."
No, i świetnie, ku chwale Zero Waste!
15 sty 2019
Obywatelskie spacery po lesie
Pozostanę w leśnym klimacie i będę was zachęcać do odbycia obywatelskiego spaceru do lasu, aby udaremnić polowanie. Za przykład daję bytomskich społeczników: Spolecznicy zablokowali polowanie w Bytomiu. Mysliwi nie zastrzelili ani jednego dzika.
Nie sądzę, że Ekomanię czytają jacyś myśliwi, ale jeśli czytają, to może podpowiedzą, gdzie szukać informacji o planowanych polowaniach. Niestety strony kół łowieckich są mocno nieaktualne, przypuszczam, że wszystko odbywa się w Elektronicznych Książkach Polowań lub w jakiejś aplikacji niedostępnej zwykłym śmiertelnikom.
Jak więc przeciętny spacerowicz ma szukać informacji, w jakim regionie organizowane jest polowanie?
Najprawdopodobniej znajdzie je na stronie BIP danej gminy/powiatu, w dziale "obwieszczenia" (tam również są informacje o planowanych wycinkach drzew, więc warto zaglądać), ale nie liczcie na żadne BIP-owskie wyszukiwarki, swoje trzeba przeklikać.
Informacje o polowaniach w pobliskich Opolu lasach znalazłam tu.
Więc już wiem, gdzie spędzę najbliższą niedzielę, chociaż nie wiadomo, czy uda się nam realnie przeszkodzić w jakimś polowaniu. Ale leśna kąpiel, czy jak to teraz zwą, zawsze na propsie.
I jeszcze petycyjka: Stop rzezi dzików
Nie sądzę, że Ekomanię czytają jacyś myśliwi, ale jeśli czytają, to może podpowiedzą, gdzie szukać informacji o planowanych polowaniach. Niestety strony kół łowieckich są mocno nieaktualne, przypuszczam, że wszystko odbywa się w Elektronicznych Książkach Polowań lub w jakiejś aplikacji niedostępnej zwykłym śmiertelnikom.
Jak więc przeciętny spacerowicz ma szukać informacji, w jakim regionie organizowane jest polowanie?
Najprawdopodobniej znajdzie je na stronie BIP danej gminy/powiatu, w dziale "obwieszczenia" (tam również są informacje o planowanych wycinkach drzew, więc warto zaglądać), ale nie liczcie na żadne BIP-owskie wyszukiwarki, swoje trzeba przeklikać.
Informacje o polowaniach w pobliskich Opolu lasach znalazłam tu.
Więc już wiem, gdzie spędzę najbliższą niedzielę, chociaż nie wiadomo, czy uda się nam realnie przeszkodzić w jakimś polowaniu. Ale leśna kąpiel, czy jak to teraz zwą, zawsze na propsie.
I jeszcze petycyjka: Stop rzezi dzików