30 paź 2017

Cała Polska widzi zioła, czyli jak nie zostałam zielarką - fitoterapeutką

Hm, pierwotnie miał to być wpis o akcji o akcji Cała Polska widzi zioła organizowanej po raz kolejny z inicjatywy Herbiness. Ale będzie o tym, jak jednak nie zostałam dyplomowaną zielarką :-)
A było to tak, że jeszcze w maju zapisałam się na roczny kurs "Zielarz-fitoerapeuta" Instytutu Medycyny Klasztornej w Katowicach.  Ciężko było wrócić po latach do studenckiej ławki (zajęcia odbywają się na Politechnice Śląskiej) i to w trybie zaocznym, który wymaga 8 godzin wykładów dziennie. No, ale sama chciałam :-) Jednak po drugim zjeździe mój entuzjazm opadł na tyle skutecznie, że postanowiłam zrezygnować.
Powody?
Masa ludzi - ok. 250 osób na roku, a program kursu to w zasadzie tylko i wyłącznie teoria - same wykłady. To prawda, że z ważnymi w zielarskim światku osobistościami, ale jednak... Zero ćwiczeń, zero warsztatów i tylko jeden spacer ziołowy w planie - w maju. Ale w podziele na dwie grupy, co oznacza, że jedna grupa będzie miała powyżej 100 osób - nie potrafię sobie wyobrazić, jaka to będzie męczarnia :-P
Kameralne spacery roślinne wydaja sie być dużo lepszą opcją poznawania ziół.

Poniżej fotki by Natalka z wrześniowego spaceru prowadzonego przez liderkę opolskiej grupy Poszukiwaczy Roślin - Olę:


Wracając do kursu w Katowicach - na drugim zjeździe odbył się tak niekompetentny wykład (a raczej próba czytania prezentacji w pałerpojncie) pewnej pani magister, której nazwiska z litości nie przytoczę, że żal było słuchać. Całe szczęście, że postanowiłymy z koleżankami-zielarkami spędzić ten czas produktywniej i pojechałyśmy na wagary do Śląskiego Ogrodu Botanicznego w Mikołowie.



Następnego dnia rozważyłam więc wszystkie za (uzyskanie wiedzy teoretycznej, nowy zawód uprawniający do prowadzenia m.in sklepu zielarskiego, aspekt towarzyski) i przeciw (brak wiedzy praktycznej, a teoria jest przecież w książkach i internetach, nie zamierzam w przyszlości prowadzić sklepu zielarskiego i nie potrzebuję na to papierów, męczące logistycznie zjazdy, no i koszty, koszty) i postanowiłam zrezygnować z zajęć. Niestety wpisowe i opłata za dwa zjazdy przepadły, a zatem tych kilkanaście godzin wykładów z dr Różańskim (z panteonu polskich zielarzy) słono mnie kosztowało :-> Coś tam jednak zapamiętałam i notatek mam całkiem sporo. Dokształcać się będę dalej na własną rękę oraz na warsztatach i spacerach. A potem się zobaczy :-)


Brak komentarzy: