Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zero waste. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zero waste. Pokaż wszystkie posty

5 lut 2019

Freegańskie Kuchnie i Sklepy Społeczne - The Real Junk Food Project

A tu taka ciekawa inicjatywa z Anglii: The Real Junk Food Project


"W Wielkiej Brytanii działa coraz więcej lokali, w których można kupić posiłki przygotowane z produktów przeznaczonych do wyrzucenia.  „To nie jest kawiarnia dla bezdomnych, ani dla emerytów, nie jesteśmy też bankiem żywności. Chcemy uratować żywność zmierzającą do śmietnika, mając także na uwadze aspekt społeczny – ludzi przychodzą, razem jedzą, rozmawiają. Wszyscy są mile widziani, cena jest "co łaska", ale też można nie zapłacić w ogóle – wyjaśnia Chrissy Weller, która wraz ze swoją koleżanką pół roku temu założyła kawiarnię w londyńskiej dzielnicy. Razem z grupą wolontariuszy gotują raz w tygodniu. W każdą niedzielę dostają informacje, jakie produkty z kończącą się datą ważności są do dyspozycji w pobliskich supermarketach i piekarniach. Następnego dnia rano jadą po to i z różnych składników przygotowują menu. Nigdy nie wiedzą z góry, jakie dania uda im się przygotować. Każdy produkt, z którego gotują, najpierw ważą.  Dzięki temu wiedzą, że w ciągu minionych sześciu miesięcy udało im się uratować 1,39 tony żywności."
 
The Real Junk Food Project oprócz Kuchni Społecznych prowadzi także Sklepy Społeczne (sharehouses), gdzie można wziąć/kupić za "co łaska" żywność uratowaną przed wyrzuceniem. I tak sobie o tym czytam, i trochę zazdroszczę (chociaż Jadłodzielnie mają się w Polsce nieźle), a tu pyk - na fejsbuczku - wyskakuje mi u znajomej informacja, że Bank Żywności w Trójmieście otworzył pierwszy sklep społeczny:

 "Sklep społeczny jest miejscem otwartym dla wszystkich, ale korzystać mogą z niego w pierwszej kolejności osoby potrzebujące zweryfikowane przez MOPR i posiadające odpowiednie skierowanie. Punkt będzie otwarty trzy razy w tygodniu i pod koniec każdego dnia mogą tam przyjść osoby nieposiadające skierowań - w tym wypadku nasi klienci będą musieli podpisać deklarację, że są osobami potrzebującymi, a następnie MOPR skontaktuje się z nimi, by poszukać dla nich jak najefektywniejszych rozwiązań."


 No, i świetnie, ku chwale Zero Waste!

18 lis 2017

Zero Waste, czyli pokochaj swój dom

Oto jest dzień obiecywanej przeze mnie recencji książki Bea(Bei?) Johnson pt. Pokochaj swój dom. Zero Waste Home, czyli jak pozbyć się śmieci, a w zamian zyskać szczęście, pieniądze i czas. W oryginale tytuł brzmi Zero Waste Home. The Ultimate Guide to Simplifying Your Life by Reducing Your Waste i nie wiem, czym kierował się polski wydawca decydując się na takie zmiany, może poradniki ze słowem "pokochaj" w tytule lepiej się sprzedają? Oby...



Sama książka mi się podobała, choć niektóre porady w niej zawarte sa kuriozalne (kompostuj włosy, paznokcie, kłęby kurzu i wełniane kłaczki ze swetrów). Niektóre za to bardzo mi się podobają (np. wzory listów do producentów i sprzedawców - rozdział Zaangażuj się) Rozsądny podział na pomieszczenia domowe (zero waste w kuchni, łazience, sypialni, biurze) pomaga przejść od razu do tematów, które są nam bliskie. Jest też rozdział poświęcony sprzątaniu, stołowaniu się poza domem (ale nie doszłam jeszcze do etapu noszenia ze sobą pojemnika na żywność, kiedy chcę coś kupić na wynos) i świętowaniu (przygotowania, prezenty, dekoracje), który warto przeczytać w kontekście zbliżających się nieuchronnie świąt Bożego Narodzenia (czyli konsumpcji).
Poradnik czyta się dobrze, struktura jest przejrzysta, przepisy na domowe środki czystości czy kosmetyki są wyróżnione i łatwe do znalezienia.

A tu grafika z bloga Ekologika :-) Do pobrania stąd: http://ekologika.edu.pl/wp-content/uploads/2017/07/mapa_zero_waste.pdf


Ma też ta opowieść swoje wady - przede wszystkim napisana jest przez Amerykankę (cóż, że francuskiego pochodzenia) z amerykańskiej perspektywy i realiów, a nie ukrywajmy moda na zero waste to moda pierwszego świata. Jeśli ktoś mi radzi, żebym zmieniła większy dom na mniejszy, bo mały lepiej się sprząta i wymusza na mnie ograniczenie rzeczy, no to, ykhm, tak...dzięki Bea za tę poradę :-)
Problemy białej wykształconej Amerykanki z klasy średniej (lub nawet wyższej niż średniej) dotyczące wielkości domu, ilości samochodów na rodzinę (tak, nie każda osoba w rodzinie musi mieć swój własny samochód), miejscem do przechowywania rzeczy (wykupić oddzielny magazyn czy wystarczy garaż i piwnica?) nie są (i pewnie nigdy nie będą) moimi problemami (chociaż też jestem białą wykształconą heterokobietą z klasy prawie średniej).
Na szczęście sama Bea dostrzega z jak bardzo uprzywilejowanej pozycji prowadzi narrację, bada też granice bycia zero waste. Tutaj dochodzimy do drugiego punktu, który sprawia, że nie utożsamiam się z ideą zero waste. Jest po prostu utopijna. Nie da się być bezodpadowcem. Sam fakt życia jako człowiek wystarczy, żeby generować dużo odpadów, już od chwili poczęcia i jedyne co możemy zrobić, to starać się tę ilość zredukować, ponownie używać i recyklingować (3R). Ale nie osiągniemy nigdy stanu zero waste, nie ma bata. I nawet jeśli wszyscy producenci na świecie zrezygnują z produkcji plastiku, to pamiętajmy, że piewsza torebka foliowa, która powstała w 1965 wciąż jeszcze się nie rozłożyła. Prawdopodobnie plastik krąży już w naszych żyłach, skoro jest w wodzie, ziemi i powietrzu. Sorry, taki mamy klimat. Więc fakt, że na zakupy chodzisz ze swoją płócienną torbą niewiele zmieni, i tak toniemy w tym gównie.



Zresztą o swoich dylematach związanych z ideą Zero Waste już kiedyś obszernie pisałam tu. 

Co powinniśmy robić? Edukować (głównie dając dobry przykład, więc tu jest duże pole do popisu dla ludzi podążających ścieżką zero waste) i wywierać nacisk na producentów i korporacje (np. wspierając małe lokalne biznesy, które umożliwiają zakupy bez zbędnych opakowań).



To trochę jak walka z wiatrakami, ale może pokolenie naszych dzieci będzie skuteczniejsze. W takiej działalności edukacyjnej książka "Pokochaj swój dom" może się sprawdzić, więc jeśli chcecie kogoś zarazić ideą, to jak najbardziej. Zresztą sama chętnie podam dalej swój egzemplarz - kto chętny, proszę się zgłaszać w komentarzach :-)

15 lis 2016

Zero Waste Polska

Od jakiegoś czasu przypatruję się dyskusjom na fejsbukowej grupie Zero Waste Polska. Ruch zerośmieciowców rośnie i niedługo w Warszawie odbędzie się wydarzenie, na które wiele osób od dawna czekało, czyli spotkanie z Beą Johnson - guru filozofii zero-waste. To ta pani, której przez cały rok życia udało się "wyprodukować" zaledwie jeden słoik śmieci.



Można się z osób zafascynowanych ideą zero waste śmiać, można ich ignorować, ale w tym szaleństwie jest metoda (a przynajmniej wiara w to, że indywidualne działania pozwolą zmienić świat - najwidocznie nie czytali jeszcze artykułu "Ułuda krótkiego prysznica").
Po czym poznać takich ludzi? Na zakupy udają się nie tylko z własnymi torbami płóciennymi, ale także ze swoimi foliówkami, słoikami czy pojemnikami. Wybierają produkty "luzem", na wagę, bez zbędnych opakowań (a jeśli już opakowanie, to szklane lub papierowe). Sami robią w domu kosmetyki (od mydła i szamponu przez pastę do zębów) i środki czystości. Drugie śniadania pakują we własne lunchboxy, nie zamawiają jedzenia na wynos (a jeśli zamawiają, to do własnych pojemników/słoików), resztki organiczne kompostują. Przy niemowlaku używają pieluch wielorazowych, przy starszakach robią zabawki ze śmieci i notorycznie gromadzą zakładki w folderze "upcykling". Generalnie robią to co ja, ale radykalniej :-P


zdjęcie Zero Waste Kit z bloga Zero Waste Nerd



Już dosyć dawno stwierdziłam, że idea zero waste, choć piękna, ma swoje minusy. I nie chodzi tylko o bycie niezrozumianym przez większość społeczeństwa - do tego się przyzwyczaiłam :-) Poniżej wypunktowałam kilka argumentów przeciwko ślepemu podążaniu drogą zero waste:

  • bez zmian systemowych (np. ogólnopolski zakaz sprzedaży torebek foliowych i naczyń jednorazowych, podatek opakowaniowy dla producentów, wprowadzenie systemu automatów do butelek zwrotnych i puszek w sklepach, poidełka z kranówką w szkołach, urzędach i innych instytucjach publicznych) takie jednostkowe akty oporu nie będą mieć większego sensu (a to prosta droga do frustracji i depresji, i w ogóle do porzucenia tzw. "ekologicznego stylu życia"). Znów wrócę do Ułudy krótkiego prysznica i przytoczonych tam danych "W roku 2005 produkcja odpadów komunalnych na głowę (czyli wszystkiego, co wyrzucamy do kosza) wyniosła w Stanach 750 kg. Umówmy się, że jesteście zagorzałymi aktywistami i zwolennikami prostego stylu życia i liczbę tę redukujecie do zera. Poddajecie recyklingowi wszystko, co się da. Zakupy pakujecie do toreb wielokrotnego użytku. Oddajecie do naprawy zepsute tostery. Palce wystają wam ze starych tenisówek. Ale to nie wszystko. Jako że do odpadów komunalnych wliczają się też odpady biurowe, udajecie się do biur i firm z broszurami na temat recyklingu i przekonujecie ich do takiego zmniejszenia ilości śmieci, by wasz udział w komunalnej produkcji odpadów spadł całkowicie. Cóż, mam dla was złe nowiny. Odpady komunalne stanowią tylko 3% całej produkcji śmieci w Stanach Zjednoczonych."


  • bycie zero waste może powodować większą emisję CO2 związaną z transportem, czyli w efekcie wcale nie być lepsze dla środowiska. Przykłady? Wyobraźcie sobie, że w waszym mieście jest jeden jedyny sklep, który sprzedaje kosmetyki bez opakowania. Czy jadąc do niego 15km w jedną stronę i 15km w drugą, żeby kupić 1l szamponu do własnej butelki jest korzystniejsze dla naszej planety niż kupienie go w sklepie osiedlowym w standardowym plastikowym opakowaniu? Śmiem wątpić. Więcej emisji CO2 spowoduje transport niż dodatkowe plastikowe opakowanie (które można przecież oddać do recyklingu). Niektórzy wybierają metodę DIY, ale... kupienie składników potrzebnych do szamponu, oczywiście przez internet, to także koszty środowiskowe związane z transportem+ opakowaniami (każdego składnika oddzielnie i przesyłki pocztowej). Być może, jeśli robi się takie kosmetyki w ilościach hurtowych, to te emisje się jakoś równoważą, ale czy to jest naprawdę zero waste?


  • życie w stylu zero waste to niekończące się dylematy - kiedy na wycieczce latem skończy nam się kranówka w naszej wielorazowej butelce, to nie kupimy w kiosku wody butelkowanej, tylko będziemy krążyć po okolicy szukając źródła wody pitnej? Ile kilometrów wytrzymamy? Albo nie kupimy ulubionych wegańskich ciasteczek na piknik, bo są opakowane w folię aluminiową, a zamiast tego spędzimy pół dnia przy piekarniku (choć tak naprawdę nienawidzimy piec, a wcześniej musieliśmy specjalnie iść do sklepu, żeby kupić mąkę, mleko sojowe, kakao i syrop klonowy - wszystko oczywiście w oddzielnych opakowaniach)? Albo rozkminka: wybrać ziemniaki luzem nieznanego pochodzenia w osiedlowym markecie, czy te z certyfikatem "bio" z kooperatywy (ale trzeba po nie podjechać do rolnika na wieś. Samochodem)? I tak dalej, i tak dalej. Co lepsze dla naszego zdrowia psychicznego - konsekwentne trzymanie się obranego kierunku czy uleganie zachciankom i kompromisy?


  • maniakalne skupianie się na idei nieprodukowania śmieci generuje kryzysy towarzysko-społeczne (nawet bardziej niż bycie na diecie wegańskiej), a nawet małżeńskie (pamiętacie filmy Recepta na klęskę i No Impact Man?) i pochłania dużo energii i czasu. Nie jesteśmy samotnymi wyspami, tylko częściami czułych ekosystemów społecznych. I to, że my jesteśmy gotowe/i na życie zero waste nie oznacza wcale, że nasi partnerzy, dzieci, znajomi czy współpracownicy są na to gotowi. Gdzieś trzeba znaleźć złoty środek.

  • upcykling, choć uroczy, ma znikomy wpływ na rzeczywiste zmniejszenie ilości odpadów. Poza tym do większości upcyklingowych prac potrzebne są dodatkowe narzędzia, miateriały i surowce, chociażby klej czy farby. Trudno uwierzyć, że nasza Ziemia oddycha z ulgą, kiedy np. z butelki plastikowej wycinamy kwiaty, malujemy je farbą akrylową i wieszamy w przstrzeni publicznej jako ekologiczną instalację. No cóż - nie miejmy złudzeń. Przecież taka instalacja nawet nie może być poddana recyklingowi (w przeciwieństwie do niepomalowanej butelki), więc oczywiście nie zaszkodzi się pobawić, ale trudno to nazwać działaniem "proekologicznym".

(zdjęcie pochodzi z warsztatów o znamiennej nazwie Eko-Art podczas Ulicy Kultury w Opolu w 2011. Z plastikowych butelek powstała plastikowa dżungla. Źródło)


Czy to oznacza, że wysiłki adeptów zero waste, aby uzyskać jeden słoik śmieci rocznie są pozbawione sensu? Ależ nie. Bardzo dobrze, że są tacy ludzie na świecie, jeśli dają przykład innym i są w stanie dotrzeć z ideą także do przedsiębiorców, producentów i polityków, a tego nam trzeba. Myślę jednak, że cały koncept ma sens jedynie na większą skalę, np. kiedy przeradza się w gospodarkę o obiegu zamkniętym/Cicular Economy. Na poziomie indywidualnym to wciąż są tylko ćwiczenia ze świadomej konsumpcji. Bardzo ważne, ale zdając sobie sprawę z innych priorytetów (np. żeby chronić drzewa przed wycinką, nasze płuca przed smogiem, zwierzęta hodowlane przed cierpieniem na fermach), to dla mnie wciąż działania zastępcze. Zrezygnowałam więc z wyrzutów sumienia, kiedy wyrzucam do kosza (oczywiście do recyklingu) opakowania plastikowe czy Tetrapaki. Nie rozdzieram szat, kiedy zdarzy mi się w sklepie wziąć foliówkę albo kiedy Dziecko kupuje sobie kolejną gazetkę z plastikowym badziewkiem. Już się nie jaram upcyklingiem :-) Energię ładuję w inne tematy (btw - dziękuję wszystkim za głosy w Społeczniku - projekt Kręgi Kobiet przeszedł do drugiego etapu, teraz pozostaje trzymać kciuki za decyzję jury!).

www.bezero.org

Gdyby ktoś jednak chciał poczytać po polsku, jak zero waste sprawdza się w praktyce, to jest kilka blogerek, które od kilku(nastu) miesięcy dzielnie relacjonują swoje poczynania:
Kornelia Orwat i wątek Odśmiecownia
Ograniczam się i #zero waste
madou.pl i #zmniejsz śmiecia
ekoeksperymenty.blogspot.com
Less Waste
Łodyżka, #Zero Waste Lifestyle - kilka wpisów o kosmetykach DIY

Pozdrawiam!