Założę się, że każdy z was czasem korzysta z Wikipedii. To niesamowite, jak szybko zastąpiła ona opasłe tomy encyklopedii różnego rodzaju. Dla mnie Wikipedia jest wybawieniem przy tłumaczeniach, dzięki temu, że każde polskie hasło odsyła do swoich odpowiedników w różnych językach świata.
Oczywiście trzeba zostawić pewien margines błędu (w końcu Wikipedię może edytować każdy - jest to zarazem jej największa zaleta, jak i wada), dlatego wiele osób nie traktuje tego źródła poważnie. Ale - zalogowałam się swego czasu jako wikipedystka i wiem, że każda edycja jest sprawdzana przed publikacją przez redaktora. Przy wielu hasłach toczą się zakulisowe długie dyskusje merytoryczne. Nie ma szans, żeby pojawiła się tam jakaś piramidalna głupota. Raczej więc wierzę Wikipedii, niż nie. Podoba mi się też, że za całym tym opensourcowym przedsięwzięciem stoi mrówcza praca tysięcy anonimowych wikipedystów - wolontariuszy, których motywacje są różne (ale pozytywne). W Polsce nawet stanął pomnik na ich cześć :-)
Może też spróbujesz?
Poza tym cenię Wiki także za źródło darmowych zdjęć, które nieraz wykorzystywałam do ilustracji artykułów na Ulicy Ekologicznej.
I tu dochodzimy do sedna :-)
Do końca sierpnia trwa konkurs Wikiwakacje organizowany przez polską Wikipedię i PTTK. Jeśli więc chcesz się podzielić zdjęciami z wakacyjnych wędrówek - chodzi o zabytki, dzieła sztuki w przestrzeni publicznej oraz miejsca i obiekty przyrodniczo cenne (np. parki krajobrazowe, narodowe, pomniki przyrody itp.) - aby zasiliły otwarte archiwum wikimediów na licencji Creative Commons - wysyłaj :-)
"Wystarczy na stronie internetowej kliknąć w przycisk “Prześlij zdjęcia”. Strona wyświetli interaktywną mapę,
na której należy zaznaczyć właściwy zabytek lub pomnik natury, a
następnie wybrać plik lub pliki do przesłania. Większość pól w
formularzu przesyłania plików zostanie wstępnie wypełnione, więc cała
procedura zajmuje mniej niż minutę. Wszystkie już przesłane zdjęcia
można będzie oglądać na tej stronie."
Można coś wygrać (konkretnie kasę), ale mam wrażenie, że satysfakcja z udziału może być wystarczająco satysfakcjonująca :-)
A zatem - do dzieła!
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ciekawostki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ciekawostki. Pokaż wszystkie posty
19 lip 2016
16 mar 2015
Cyjanotypia
Dzisiaj Google uczciło w swojej grafice dnia Annę Atkins, która obchodziłaby teraz swoje 216 urodziny. Pewnie niewiele by mnie to obeszło, gdyby nie warsztaty z cyjanotypii, na których byłam jakiś czas temu.
Anna Atkins oprócz tego, że zajmowała sie botaniką, to także parała się cyjanotypią.
Cyjanotypia to jedna z technik otrzymywania obrazu bez użycia aparatu fotograficznego. Tańsza i łatwiejsza od metody srebrowej, więc jeśli ma sie w zapasie odpowiednie odczynniki, to nawet dziecko poradzi sobie z reprodukowaniem ulubionych obrazków :-)
Efekty są miłe dla oka, można uzyskać kilka odcieni używając naturalnych barwników, np. kawy i herbaty. Choć na warsztatach królował kolor niebieski:
Zainteresowanych odsyłam na bloga Klasyczne techniki fotograficzne i do grupy: www.facebook.com/groups/13488949283/.
Anna Atkins oprócz tego, że zajmowała sie botaniką, to także parała się cyjanotypią.
Cyjanotypia to jedna z technik otrzymywania obrazu bez użycia aparatu fotograficznego. Tańsza i łatwiejsza od metody srebrowej, więc jeśli ma sie w zapasie odpowiednie odczynniki, to nawet dziecko poradzi sobie z reprodukowaniem ulubionych obrazków :-)
Efekty są miłe dla oka, można uzyskać kilka odcieni używając naturalnych barwników, np. kawy i herbaty. Choć na warsztatach królował kolor niebieski:
Zainteresowanych odsyłam na bloga Klasyczne techniki fotograficzne i do grupy: www.facebook.com/groups/13488949283/.
13 sie 2014
Atrament przesympatyczny
Codziennie coś nowego :-) Szukając informacji o DIY farbach fluorescencyjnych, rzuciło mnie na wyjątkowo ciekawe hasło Wikipedii dotyczące atramentu sympatycznego.
Dotychczas wiedziałam o mleku i soku z cytryny, a tu się okazuje, że właściwości takie ma także... mocz i nasienie. I ten cytat: "George Mansfield Smith-Cumming, pierwszy szef brytyjskiej Tajnej Służby Wywiadowczej (SSB), zwykł mawiać Każdy mężczyzna nosi przy sobie własne pióro."
Więc jeśli ktoś lubi eksperymenty i/lub zabawy w małego szpiega, to niech spróbuje, a kto się brzydzi, może wykorzystać wodę z miodem, ocet winny, wodę z mydłem lub sok z cebuli.
Bo wiedza taka może się przydać! Jako rzecze Wikipedia: "Choć atramenty sympatyczne stosunkowo łatwo wykryć, w praktyce okazują się bezpieczniejsze od elektronicznych środków komunikacji, które można przechwycić szybciej i sprawniej, niż papierowe listy."
Tylko uwaga na treść wiadomości! "słowa-klucze, takie jak „czerwona kapusta”, czy „gorąco”, znajdujące się w jawnej części listu, użyte w dziwnym kontekście, mogą alarmować cenzora o użyciu atramentu sympatycznego." :-)
Natomiast atrament sympatyczny fluorescencyjny (widoczny w świetle UV) w połączeniu ze zwykłymi farbami bywa używany przez artystów. Efekt?
Np. taki:
lub (Zen Art Design):
Dotychczas wiedziałam o mleku i soku z cytryny, a tu się okazuje, że właściwości takie ma także... mocz i nasienie. I ten cytat: "George Mansfield Smith-Cumming, pierwszy szef brytyjskiej Tajnej Służby Wywiadowczej (SSB), zwykł mawiać Każdy mężczyzna nosi przy sobie własne pióro."
Więc jeśli ktoś lubi eksperymenty i/lub zabawy w małego szpiega, to niech spróbuje, a kto się brzydzi, może wykorzystać wodę z miodem, ocet winny, wodę z mydłem lub sok z cebuli.
Bo wiedza taka może się przydać! Jako rzecze Wikipedia: "Choć atramenty sympatyczne stosunkowo łatwo wykryć, w praktyce okazują się bezpieczniejsze od elektronicznych środków komunikacji, które można przechwycić szybciej i sprawniej, niż papierowe listy."
Tylko uwaga na treść wiadomości! "słowa-klucze, takie jak „czerwona kapusta”, czy „gorąco”, znajdujące się w jawnej części listu, użyte w dziwnym kontekście, mogą alarmować cenzora o użyciu atramentu sympatycznego." :-)
Natomiast atrament sympatyczny fluorescencyjny (widoczny w świetle UV) w połączeniu ze zwykłymi farbami bywa używany przez artystów. Efekt?
Np. taki:
lub (Zen Art Design):
21 lip 2014
Czy wiesz, że...
1. ...ananasy nie rosną na drzewach?
2. ... trawa pod mikroskopem się uśmiecha?
3. ... tak rośnie brukselka?
4. ... mleko kokosowe ma skład bliski osoczu krwi?
5. ... i że słonecznik ma właściwości anty-radioaktywne?
Ja też nie wiedziałam :-)
2. ... trawa pod mikroskopem się uśmiecha?
3. ... tak rośnie brukselka?
4. ... mleko kokosowe ma skład bliski osoczu krwi?
5. ... i że słonecznik ma właściwości anty-radioaktywne?
Ja też nie wiedziałam :-)
4 lut 2014
Spod jakiego jesteś znaku?
Zodiak, horoskopy, ezoteryka, astrologia, I Ching - nie wierzę, ale chętnie czytam :-)
[Chociaż po punkowym horoskopie zamieszczonym w jakimś zinie, wieki temu, nic już nie będzie takie samo. W zasadzie był to antyhoroskop, pod każdym znakiem widniało kilka dosadnych słów, typu "Wodnik - jesteś głupi i śmierdzisz. Baran - spierdalaj". Do dziś mnie to śmieszy, punx not dead.]
Tym razem jednak pocieszny ekohoroskop narysowany przez Valesca van Waveren prosto z Holandii.
Odnajdujecie się? Bo ja jako waterman owszem. Jeno brody nie mam.
[Chociaż po punkowym horoskopie zamieszczonym w jakimś zinie, wieki temu, nic już nie będzie takie samo. W zasadzie był to antyhoroskop, pod każdym znakiem widniało kilka dosadnych słów, typu "Wodnik - jesteś głupi i śmierdzisz. Baran - spierdalaj". Do dziś mnie to śmieszy, punx not dead.]
Tym razem jednak pocieszny ekohoroskop narysowany przez Valesca van Waveren prosto z Holandii.
Odnajdujecie się? Bo ja jako waterman owszem. Jeno brody nie mam.
13 sty 2013
Tęsknoty za PRLem
Tak, wiem, to zły system był. Ale rozwój był zrównoważony, butelki zwrotne i skup surowców wtórnych w każdej dzielni, wypożyczalnie sprzętu sportowego hulaly, na wakacje jechało się autostopem, wszystko się przerabiało bardzo kreatywnie, podręczniki przechodziły z ucznia na ucznia, energią się nie szastało i w ogóle. Edukacja ekologiczna też była na każdym kroku, tzn. na każdym pudelku zapałek. I ten design, ten styl...
2 sty 2013
Fuck For Forest
Wczoraj książka, dzisiaj film. Kulturka musi być.
O Fuck For Forest przeczytałam wcześniej już tyle artykułów, wywiadów i zapowiedzi, że w zasadzie skłamałabym, gdybym napisała, że nie wiem, co mnie czeka.
Dokument o grupie ludzi, którzy kręcą amatorskie porno (i zachęcają do tego innych), a pieniądze uzyskane za oglądanie filmów, chcą przeznaczyć na jakieś ekologiczne projekty. Przy tym cała ta grupa to banda pogubionych freaków, których nikt nie lubi - ani ekolodzy, ani wolnościowcy, ani plemię w dżungli amazońskiej, któremu chcą pomóc ocalić 800 hektarów ziemi. Nawet oni sami się nie za bardzo lubią...
Smutne to było dość.
Zazwyczaj mam mieszane uczucia w przypadku wykorzystywania cyca i golizny w celach zbiórki pieniędzy. W przypadku zwykłego szczucia cycem można zastosować bojkot, wzruszenie ramion i foch, ale tu? Czy to Femen, czy nagie kalendarze charytatywne (ostatnio hiszpańskie matki ), czy Irina Palm... Wiadomo, cel uświęca środki, lepiej nago niż w futrze, ale gdzie jest ta granica?
A przy tym FFF są zadziwiająco skuteczni. Może właśnie dzięki temu, że wbrew wykonywanemu zajęciu są rozbrajająco naiwni i czyści. Cała ich strona wygląda jak kolaż hippisowskich haseł (typu Change reality with love and sexuality!) i zdjęć porno, które pasują tam jak kwiatek do kożucha. Naprawdę niewiarygodne, że udało im się w ten sposób zebrać ok. pół miliona euro, którymi wspierają ekowioski i organizacje ekologiczne w Ameryce Południowej i na Słowacji. A jednak.
Mistrzowie fundraisingu?
O Fuck For Forest przeczytałam wcześniej już tyle artykułów, wywiadów i zapowiedzi, że w zasadzie skłamałabym, gdybym napisała, że nie wiem, co mnie czeka.
Dokument o grupie ludzi, którzy kręcą amatorskie porno (i zachęcają do tego innych), a pieniądze uzyskane za oglądanie filmów, chcą przeznaczyć na jakieś ekologiczne projekty. Przy tym cała ta grupa to banda pogubionych freaków, których nikt nie lubi - ani ekolodzy, ani wolnościowcy, ani plemię w dżungli amazońskiej, któremu chcą pomóc ocalić 800 hektarów ziemi. Nawet oni sami się nie za bardzo lubią...
Smutne to było dość.
Zazwyczaj mam mieszane uczucia w przypadku wykorzystywania cyca i golizny w celach zbiórki pieniędzy. W przypadku zwykłego szczucia cycem można zastosować bojkot, wzruszenie ramion i foch, ale tu? Czy to Femen, czy nagie kalendarze charytatywne (ostatnio hiszpańskie matki ), czy Irina Palm... Wiadomo, cel uświęca środki, lepiej nago niż w futrze, ale gdzie jest ta granica?
A przy tym FFF są zadziwiająco skuteczni. Może właśnie dzięki temu, że wbrew wykonywanemu zajęciu są rozbrajająco naiwni i czyści. Cała ich strona wygląda jak kolaż hippisowskich haseł (typu Change reality with love and sexuality!) i zdjęć porno, które pasują tam jak kwiatek do kożucha. Naprawdę niewiarygodne, że udało im się w ten sposób zebrać ok. pół miliona euro, którymi wspierają ekowioski i organizacje ekologiczne w Ameryce Południowej i na Słowacji. A jednak.
Mistrzowie fundraisingu?
6 wrz 2010
21 maj 2009
Chyba jestem chora...
o swojej chorobie przeczytałam dziś w Wolnych Mediach. Tzn. jeszcze nie jest tragicznie, ale chyba dopadła mnie karboreksja...
Chory na karboreksję jest z pewnością autor dokumentalnego filmu Recepta na klęskę (Recipes for Disaster), John Webster, Finlandia, 2008, 85 min. Postanowił on przez cały rok żyć w taki sposób, aby maksymalnie ograniczyć emisję CO2, wyeliminować z życia rodziny plastik i samochód, za cenę spokoju i szczęścia rodzinnego. Co prawda nie widziałam tego filmu, ale czytałam o nim długi artykuł w GW i mam nadzieję, że wpadnie on w moje ręce (film, nie artykuł), a wtedy napiszę więcej :-)
"Karborektyk hoduje własne warzywa i kury, wszystkie posiłki przygotowuje bez gotowania, kanapki do pracy od kilku miesięcy pakuje w jeden i ten sam worek po chipsach. Karborektyk nie tylko ma obsesję na punkcie selekcjonowania swoich śmieci – bo to jest oczywiste – ale dodatkowo selekcjonuje odpady sąsiadów. Osoby dotknięte karboreksją z czasem mogą stracić mniej ekologicznych przyjaciół, bo nie są w stanie zaakceptować ich bezmyślnego stylu życia, czyli tego, że posiadają samochody, latają na wakacje samolotami i włączają w domu ogrzewanie, zamiast ubrać na siebie kolejny polar."
Chory na karboreksję jest z pewnością autor dokumentalnego filmu Recepta na klęskę (Recipes for Disaster), John Webster, Finlandia, 2008, 85 min. Postanowił on przez cały rok żyć w taki sposób, aby maksymalnie ograniczyć emisję CO2, wyeliminować z życia rodziny plastik i samochód, za cenę spokoju i szczęścia rodzinnego. Co prawda nie widziałam tego filmu, ale czytałam o nim długi artykuł w GW i mam nadzieję, że wpadnie on w moje ręce (film, nie artykuł), a wtedy napiszę więcej :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)