28 kwi 2013

Coś nowego




No właśnie?

Nie mówię tu o jakichś spektakularnych wyczynach typu skok na spadochronie, czy urodzenie dziecka :-) Ale czasem fajnie jest odejść od rutyny i zrobić coś po raz pierwszy, spróbować nowych smaków, poznać nowych ludzi, bla bla bla. A ponieważ rzeczy pierwsze najłatwiej przychodzą w dziedzinie kulinarnej, to chciałam się podzielić swoimi najnowszymi must eat.
Na przykład ostatnio odkryłam pewne ziółko, znane pod wieloma nazwami. Nie, to nie to zioło :-)
Dotarło do mnie jesienią, jako Cuban Oregano, dzięki MadMarLiv z EkoKreatywnej Prowincji. Była to jedna z nielicznych roślinek (oprócz awokado), która jakoś przeżyła zimę. Miesiąc temu zaczęła puszczać nowe listki i gałązki, więc postanowiłam spróbować i zasługuje zdecydowanie na tytuł Odkrycia Kwietnia :-)
 Kubańskie Oregano (choć smakowo bardziej adekwatna jest nazwa Meksykańska Mięta) łączy w sobie smak mięty, tymianku, oregano i szałwię. I jest takie świeże. Świetnie smakuje w sałatkach i na kanapkach. Do herbaty też się ponoć sprawdza. Spróbujcie koniecznie.

Mogę też polecić sorbetowe lody o smaku cytrynowo-bazyliowym, fajne połączenie :-)
Z pozostałych rzeczy pierwszych jest jeszcze smufi ze szpinaku, banana i gruszki, którego zamówiłam w wegańskiej burgerowni Krowarzywa. Ten szpinak w zielonych shake'ach zawsze wydawał mi się trochę podejrzany, ale wbrew pozorom naprawdę smakuje dobrze :-)
Za nowości!

Edit:
A jakby ktoś miał ochotę spróbować czegoś zupełnie nowego (i nie tylko związanego z jedzeniem), to polecam otwartą turę Tygodnia innego niż wszystkie. Zapisywać się można do 2 maja, natomiast już 4 maja dostaniecie mailem Poradnik, jak przeżyć ten tydzień :-) Jestem bardzo ciekawa Waszych doświadczeń.




24 kwi 2013

Herbatka

A herbata? Piję jej sporo, zazwyczaj czarną, zazwyczaj z imbirem i cytryną. Nie jest więc to zestaw lokalny. Boję się nawet szacunkowo obliczyć odległości, jakie przebywają poszczególne składniki, zanim trafią do mojego kubka. Kupowanie marki Fair Trade, czyli Clipper, łagodzi wyrzuty sumienia, ale...

Co mogłabym zrobić? Porzucić czarną herbatę na rzecz mieszanki ziołowej? Albo w ogóle porzucić herbatę? Wykorzystywać skrupulatnie odpady (pudełka, folię, herbaciane torebki)?
Na przykład tak :-)
Herbaciane róże (tutorial)
Kiecka:

Kołderka:

lub bardziej praktycznie:


Znacie inne sposoby?

16 kwi 2013

Konkursowo

Więc tak, konkursów jest kilka, z różnych bajek, niektóre nie mają aż tak wiele wspólnego z ekologią, ale może ktoś się skusi :-)

Pierwszy dotyczy projektantów ze Śląska, ponieważ konkurs Śląska rzecz ma na celu promocję śląskiego designu (w kategoriach produkt, grafika użytkowa -w tym komunikacja wizualna i multimedia - oraz usługa). Nie ma osobnej kategorii 'ekodesign", ale zakazu nie ma, więc co wam szkodzi. Zgłaszać się można do końca kwietnia.

Drugi nie ma limitów regionalnych, trzeba mieć tylko 18 lat i wymyślić hasło namawiające do rzucenia butelek PET. Dwa najlepsze hasła wygrywają nowoczesne syfony do robienia sobie w domu wody sodowej z mózgu :-) Tak się złożyło, że jedno takie urządzenie mam od niedawna na blacie i jest to sympatyczny gadżet, więc jeśli chcesz, żeby ci woda sodowa uderzyła do głowy, to hasła można wysyłać do piątku 19 kwietnia.


Trzeci konkurs wymaga nakręcenia krótkiego filmiku (30 sekund) na temat "Lubię rower, bo" albo "Lubię ekologię, bo...". Jeśli do 3 maja twój filmik zbierze 100 lajków na fejsie, to przechodzi do kolejnego etapu, kiedy oceni go jury. Zwycięzca zgarnia rower. Czasu więc zostało niewiele, ale równie niewiele jest na razie zgłoszeń, więc może warto powalczyć :-) Rozstrzygnięcie 26 maja we Wro podczas całodniowej imprezy EkoRower.


I jeszcze konkurs fotograficzny dla młodzieży (13-18) i dorosłych pod hasłem Dobry dla przyrody, dobry dla siebie. Do 11 września. O zwycięstwie decydują głosy internautów (więc do kitu), zatem specjalnie nie zachęcam.

I na koniec konkurs ART TECH DESIGN, dla wszystkich, którzy mają pomysł na twórcze i/lub funkcjonalne przerobienie elektroodpadów. Trzy kategorie i trzy nagrody główne (laptopy). Zgłoszenia do końca kwietnia, więc czasu jest niewiele.



Poza tym fanom konkursów polecam bloga Aktualne konkursy, duży wybór lokalnych, niszowych i skierowanych do studentów szkół artystycznych :-)

14 kwi 2013

Ach, co to był za tydzień...

Miał być inny niż wszystkie. Ale nie był. W zasadzie był całkiem zwykłym tygodniem, tylko po prostu częściej zaglądałam na bloga. Może dlatego, że większość proponowanych zmian (no, może oprócz odcięcia się od energii elektrycznej) już kiedyś do swojego życia wprowadziłam. Może też dlatego, że w turze pilotażowej brałam udział sama, a moja dwuosobowa rodzina nie była nim zainteresowana. Mogłam więc eksperymentować tylko na sobie, nie mieszając w to bliskich (co jest dość trudne zważywszy na to, że korzystamy z tego samego mieszkania).


A więc w skrócie plusy i minusy polskiej edycji No Impact Week.
Zacznę od zalet:
- poradnik jest naprawdę przejrzyście i fajnie napisany, dużo ciekawych linków (np. o polskim systemie car sharingu) przystosowanych do polskich realiów
- codzienne zadania zmusiły mnie do przemyślenia jeszcze raz kilku kwestii (i jeszcze potem ująć to jakoś na blogu i w ankiecie ewaluacyjnej, oto jest wyzwanie)
- dzięki TINW poznałam kilka nowych (dla mnie), blogów, prowadzonych przez towarzyszki i towarzysza "niedoli". Swoje tygodniowe zmagania dziarsko opisywali bowiem 3 poziomyWolnym być. I jeszcze Ekscentryczny parowar. A z blogów, na które zaglądałam już wcześniej to Zielona wśród ludzi, Z tworzonka, no i Rosa kochana :-) Dobrze jest wiedzieć, że nie jestem sama :-)

A teraz niedociągnięcia TINW
- wiem, że trudno w ciągu jednego tygodnia poruszyć wszystkie ważne tematy, no nie da się. Ale zabrakło w dniu pierwszym refleksji, po co to wszystko robimy (mierzymy swój ślad ekologiczny, oszczędzamy energię, wodę, ilość odpadów). Wiadomo, że każdy ma swoje powody, które go do tematu zbliżają. Jedni są ciekawi, czy można na tym zaoszczędzić pieniądze, drudzy dlatego, że lubią kreatywnie spędzać czas i i przetwarzać śmieci, trzeci dlatego, że zostali rodzicami i to ich pchnęło w stronę ekorodzicielstwa, a jeszcze inni dlatego, że kochają przyrodę i nie wyobrażają sobie bez niż życia. I tego ostatniego elementu w całym tym tygodniu mi zabrakło. Ani słowa o zwierzętach (a w końcu w mieście też są i to całkiem sporo), zarówno tych dzikich, jak i domowych. I o tych w schroniskach (co mogłoby być dobrym punktem do wolontariatu). I ani słowa o przyrodzie - rzekach i ściekach, powietrzu i smogu, roślinności, hałasie. A kilka praktycznych wskazówek, jak reagować, kiedy na twoim podwórku ścinają drzewo (albo jak je posadzić), co zrobić, kiedy do piwnicy wprowadzi się kotka z młodymi albo na balkonie gołąb założy gniazdo, albo kiedy czujemy, że sąsiad pali śmieci w piecu, albo kiedy nie segreguje śmieci we wspólnocie (a teraz odpowiedzialność zbiorowa). Albo kiedy ktoś nie sprząta po swoim psie lub wylewa szambo na pole. To wszystko też dałoby się podciągnąć do wyzwania wolontariat/dzielenie się/lub działanie we wspólnocie
- kalkulator żywnościowy był do bani, don't use it
- brakowało mi uwzględnienia perspektywy rodzica biorącego udział w TINW. Bycie eko, jak się jest singlem, to stosunkowo prosta sprawa. Gdy do gry wchodzą dzieci, sytuacja się komplikuje. W pierwszych miesiącach/latach można nadal podejmować decyzje za dziecko - stosować wielorazowe pieluchy, nosić w chuście, ciuszki wymieniać lub kupować używki, karmić ekowarzywkami itp. Potem dziecko zaczyna chcieć decydować o sobie samo i teoretycznie rolą rodzica jest wskazanie właściwych wyborów i podsunięcie ekorozwiązań. Ale co, jeśli potomek wcale nie chce bawić drewnianymi zabawkami, nie chce się dzielić z innymi, najchętniej żywiłby się słodyczami i codziennie pogłębiał swój ślad ekologiczny o chińskie badziewie? A co, jeśli tych dzieci mamy kilkoro i najzwyczajniej w świecie nie ogarniamy? Przydałoby się w przewodniku kilka słów do rodziców właśnie. Albo przy każdym zadaniu ustalić poziomy trudności dostosowane do osób prowadzących samodzielne gospodarstwo albo wspólne, w mieście lub na wsi (bo w domkach jednorodzinnych trochę inne sprawy wysuwają się na pierwszy plan). I jeszcze jedna sprawa - bycie eko bywa trudne nie dlatego, że są to wyzwania ponad siły, ale dlatego, że powodują pewne wykluczenie społeczne/towarzyskie. Przykładowo - kiedy jako nastolatek chcemy przejść na wegetarianizm. W tym celu należy tylko: 1.Powiedzieć rodzicom o niejedzeniu mięsa, 2. przekonać ich do zmiany gotowania i/lub 3.zacząć gotować samemu. Ile osób polega już przy punkcie pierwszym? Albo przy pierwszym rodzinnym obiedzie, kiedy bezmięsny okazuje się być tylko chleb do zupy? Poproszenie w restauracji o szklankę kranówki jest równie stresujące, co zamawianie pizzy bez sera (lub dopytywanie kelnera o wegańskość składników wszystkich dań obiadowych). Kupowanie kosmetyków nietestowanych na zwierzętach i niepodkupionych przez większe korporacje (np. Body Shop wykupiony przez L'Oreal) to zadanie dla sklepowego detektywa, ale nie wszyscy mają tyle czasu, pieniędzy i możliwości kupowania przez internet. Podobnie jest z wyszukiwaniem rzeczy niewyprodukowanych w Chinach i z certyfikatem Fair Trade. Skrzętne zachowywanie każdego śmiecia do ewentualnej przeróbki może powodować małżeńskie spięcia, zwłaszcza kiedy druga połówka nie ma duszy chomika i wolałaby mieć więcej miejsca w domu. I tak dalej, i tym podobnie. Nie da się ukryć - bycie eko wymaga dużej dawki asertywności i gotowości do kompromisu jednocześnie. Bardzo przydaje się grupa wsparcia - dla mnie to społeczność wegedzieciaka, ekoblogosfera (do której zaraz dodam nowoodkryte blogi) i realne osoby, które też starają się żyć "bez wpływu", a których jest coraz więcej. I mam nadzieję, że w drugiej/otwartej edycji Tygodnia ujawnią się kolejne.
A co do dzieci, to przyznaję swojej córce prawo do własnego zdania, nie musi być taka jak ja. Mogę jej pokazać, jak się segreguje śmieci, ale bardziej będę się cieszyć, kiedy któregoś dnia zrozumie sens ich nieprodukowania. To będzie dla niej początek No Impact Week. A może i life :-)

ps. ostatni dzień Tygodnia innego niż wszystkie jest zarazem pierwszym dniem Tygodnia Weganizmu. Kto podejmie wyzwanie?


Dzień siódmy - podziel się

Dwa tygodnie temu pisałam o sharing economy, a ostatnie zadanie Tygodnia innego niż wszystkie to wolontariat/dzielenie się z innymi wiedzą, doświadczeniem/pomaganie. Pomóc miało zrobienie sobie listy organizacji, którym chciałoby się pomagać i przeanalizować powody, dla których jednak się tego nie robi :-)
Ponieważ mam już swoje lata, to przez moją listę wolontariackich uniesień przewinęło się sporo organizacji i petycji. Akcje prozwierzęce, antycyrkowe, Food Not Bombs, Amnesty International, Porozumienie 8 Marca, Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot, Greenpeace, alterglobalizm, Rospuda, Mamowo to tylko te najważniejsze.
Obecnie (jak widać na blogu) przeżywam fascynację oddolnymi inicjatywami miejsko-ogrodniczymi, ruchami sąsiedzkimi, kooperatywami, dobrowolną prostotą życia, Kuchnią Społeczną, niezależnością energetyczną i żywnościową, barterami i systemami LETS, świadomą konsumpcją itp. Najbliżej mi do Cohabitatu, a moje serce jest na Rainbow :-) Staram się wspierać wymienione powyżej idee pośrednio, dzieląc się inspiracjami na blogu, uczestnicząc w cohabitatowych akcjach crowdfundingu, podpisując petycje lub angażując się bezpośrednio w działalność opolskiej kooperatywy, Kuchni Społecznej (za 2 tygodnie kolejna!) lub Mamowa. Więc jeśli chodzi o wolontariat (zarówno w formie kliktywizmu, jak i aktywizmu) to czuję się spełniona :-)
 Natrafiłam dziś na fajny filmik o Podziel-Sprayu (Wróżko Dzielanno przybywaj), więc się dzielę :-)


I jeszcze darmowy poradnik na temat dzielenia się :-)
A gdybyście chcieli skorzystać z opcji finansowania społecznościowego (czy po to, żeby zaspokoić swoją potrzebę pomagania, czy po to, żeby zrealizować swój własny projekt), to zachęcam do systematycznego zaglądania na poniższe platformy crowdfundingu.  Nie chcę mówić, że to uzależnia, ale z pewnością, jeśli choć raz wpłacicie złotówkę, czy piątaka na jakąś fajną akcję, która odniesie sukces (czyli w określonym czasie uda się zebrać planowaną sumę), to potem zrobicie to jeszcze raz :-) Dlaczego? Przekonajcie się sami :-P

Polak potrafi.pl
Beesfund.com
Wspieram.to
Wspieram kulturę.pl
Się pomaga.pl

13 kwi 2013

Wody!

Kolejny dzień eksperymentu i kolejny kalkulator. Tym razem śladu wodnego, czyli water footprint.
Zrobiłam sobie wersję rozszerzoną i wyszło mi 453m3/rocznie. To zaledwie 30% przeciętnego śladu wodnego mieszkańca globu, więc może gdzieś popełniłam błąd? Albo weganizm ma tak duże znaczenie? A może fakt, że nie mam basenu i ogrodu? No, w każdym razie z wyniku powinnam być zadowolona.
Poniżej ściąga z tego, ile wody pochłania produkcja wybranej żywności.
Najwięcej jej trzeba do produkcji mięsa, kolejny argument za wegetarianizmem:

Jak oszczędzam wodę?
- w łazience 2 lata temu zamontowaliśmy baterię bezdotykową na czujnik ruchu (jak na stacjach beznzynowych) - woda płynie tylko, kiedy podstawimy ręce
- zmywarkę i pralkę włączam z pełnym wkładem
- piję z tego samego kubka przez cały dzień, bez mycia po każdej herbatce
- wody z kąpieli używam do spłukiwania toalety lub mycia podłogi
- w lecie staram się nie kupować napojów na mieście, tylko noszę ze sobą wielorazową butelkę z wodą

Ostatnio za sprawą Cecylii Malik i jej akcji (Warkocze Białki , Wodna Masa Krytyczna, film 6 rzek) zainteresowałam się sprawą często zbytecznej regulacji rzek, zagrażającej wodnym ekosystemom.
A może i wy upleciecie warkocz dla Białki? Szczegóły akcji na blogu. Tam również można znaleźć  Praktyczny poradnik obrońcy naturalnych rzek.

Można też wziąć udział w akcji Klubu Gaja Zaadoptuj rzekę.
Zmusiło mnie to do refleksji nad moim stosunkiem do Odry. Niestety nie jesteśmy jakoś szczególnie zaprzyjaźnione, choć przynajmniej dwa razy dziennie nad nią przechodzę i widzę ją z balkonu. Automatycznie oceniam stan wody (niedługo wystąpi z brzegów), lubię patrzeć na barki i kajakarzy, czasem rzucamy chleb kaczkom i łabędziom. Ale stopy bym w niej zanurzyć nie chciała, wydaje mi się groźna i brudna. Może czas ją lepiej poznać?


11 kwi 2013

Dzień piąty - porażka

"Wersja dla odważnych: całkowicie zrezygnuj z korzystania energii i zobacz co się zmieni.
Wersja soft: W każdej możliwej sytuacji staraj się zmniejszać swoje zużycie energii - ograniczać do minimum korzystanie ze sprzętów elektrycznych, w tym telefonu i komputera. "

No way. Poległam nawet na wersji sofciarskiej, chociaż o 15.00 wyłączyłam kompa z silnym postanowieniem nieużywania go do jutra. Już po 18.00 został włączony ponownie, a i teraz zamiast medytować przy świeczce albo po prostu iść spać, siedzę przed ekranem. Jedyne urządzenia, które jestem w stanie porzucić bez żalu to telewizor, mikrofalówka, odkurzacz i żelazko. I może jeszcze takie rzeczy jak suszarka do włosów. Jeśli chodzi o komórkę, to wystarczają mi smsy, rozmawiać nie lubię. Ale komputer... Z tym jest gorzej. Bycie unplugged to naprawdę wyzwanie :-/ Trudno by też się było obyć bez lodówki, choć na studiach przekonałam się, że jest to możliwe (wiwat parapety zimą, gorzej w lecie). A dieta witariańska, która lodówki nie wymaga, wydaje się być dla mnie zbyt abstrakcyjna i trudno osiągalna w naszym klimacie, zwłaszcza zimą.
Pralka - kolejny nieodzowny sprzęt i powód do płacenia rachunków za prąd. Gdybym była właścicielką GiraDory, życie byłoby prostsze :-)

W ogóle podobają mi się sprzęty wykorzystujące alternatywne źródła energii, zwłaszcza kinetyczną.
Piekarniki solarne

Blender na pedały

Laptop zasilany nogą (jednak nie wyszedł chyba poza fazę prototypu, ciekawe dlaczego)
 Pedicar, czyli pojazd na pedały (ujrzany na blogu Sztudynta):


 Tutaj więcej pomysłów na human powered stuff, zwłaszcza leżaczek-bujaczek, który zarazem jest ładowarką baterii mnie ujął :-)

Od razu jednak powiem, że niszczarka do dokumentów na korbkę, którą kiedyś zakupiłam okazyjnie w niezrozumiałym dziś amoku, zupełnie się nie sprawdza. Mega głośna, ledwo daje radę przy 3 kartkach, o niszczeniu płyt CD można zapomnieć (choć tą opcję też posiada, przynajmniej teoretycznie). Odradzam. I jakby ktoś jednak chciał się osobiście przekonać, to za koszt wysyłki oddam :-)

10 kwi 2013

Dzień czwarty nienażarty

Żeby nadrobić zaległości opiszę jeszcze dzień dzisiejszy, który pomału zbliża się do końca. Jego tematem przewodnim jest odżywianie. Na początek obliczyłam swój żywieniowy ślad węglowy. Niestety takie kalkulatory nie uwzględniają wielu czynników, ten dodatkowo robiony był dla mieszkańców UK, więc tam, gdzie wybrałabym opcję "produkt lokalny/polski", trzeba było wybrać UK. Nie za bardzo rozumiem też pytanie o sieci supermarketów, w których robię zakupy (ze znajomych było tylko Tesco, ale i tak wybrałam Pana Warzywniaka czyli local grocery shop). Trudno mi też było określić, skąd pochodzą banany, które czasem kupuję. Założyłam, że z Afryki, ale z jakiego kraju? Potem jednak znalazłam w kieszeni nalepkę Chiquita Equador... No, w każdym razie ślad spożywczy wyszedł mi 811,9 kg/rocznie, ale nie znalazłam jakiejś tabelki porównawczej, więc nie wiem, czy to dużo, czy mało, jednym słowem do kitu taki kalkulator :-)

Wracając do jedzenia, to choć rozumiem i popieram znaczenie odżywiania się lokalnego, to całkowita rezygnacja z cytryny, imbiru, czy awokado znacznie naruszyłaby moją strefę komfortu i przyzwyczajeń kulinarnych. O ile cytrynę (czasami kupuję niewoskowane w Lidlu) mogłabym od biedy zastąpić kwaskiem cytrynowym lub pigwą, to smak imbiru czy awokado jest niepodrabialny z żadną lokalną rośliną. Chyba, że o czymś jeszcze nie wiem?
W tym przypadku więc święta nie jestem. Żeby jednak nadrobić zagraniczne grzechy, odżywiam się prawie wegańsko (ino miód się ostał), próbuję działać w kooperatywie współpracującej z ekorolnikami, no i  sama próbuję sił w produkcji jedzenia. Na razie nieśmiało na parapecie, ale wkrótce przeniosę się z tym bajzlem na działkę. A moje zadanie na dziś? W końcu wysiałam sałatę i szpinak :-)
I jeden film mnie dzisiaj zachwycił, obejrzyjcie, bo krótki, a inspirujący. No, nie chcielibyście mieszkać w takim mieście-ogrodzie???



Ja bym bardzo chciała, więc od razu umówiłam się na spotkanie z panią, która w Opolu pracuje jako Miejski Ogrodnik. Ponoć planuje stworzenie dachu zielonego na Urzędzie Miasta, to może i do pomysłu miasta-ogrodu da się przekonać?

Jednym z ciekawszych pomysłów na dziś było poproszenie w restauracji o wodę z kranu. Do picia oczywiście. Jest to dość popularna praktyka w Czechach i to tam po raz pierwszy spotkałam się z piciem wody prosto z kranu. U nas w domu zawsze się ją wcześniej przegotowywało. Wg badań (zleconych przez BRITA - producentów filtrów do wody) - niesłusznie. W większości miejscowości w Polsce woda z kranu jest w pełni bezpieczna i można ją bez obaw konsumować. Jednak niewiele osób to robi.
A tymczasem produkcja wody butelkowanej jest megauciążliwa dla środowiska. Lepiej więc zainstalować filtr (jeśli ktoś nie jest w stanie się przełamać i napić kranówki) albo nosić ze sobą wodę w wielorazowych butelkach Bobble (które już mają w sobie filtr węglowy).

Infografika pochodzi z fanpage'a Piję wodę z kranu.

P.S. A, jeszcze muszę wspomnieć koniecznie o kuchennym recyklingu! Jest wiele sposobów (oprócz produkcji kompostu) na wykorzystanie resztek. Dziś starałam się gotować z resztek, żeby nie iść na zakupy, więc po przejrzeniu zawartości szafek i lodówki na obiad zrobiłam kaszę jęczmienną z tempehem oraz buraczkami, a dziecku odgrzałam wczorajsze kluski. Skromnie, lecz smacznie :-)

Nogi rulez, czyli dzień trzeci Tygodnia innego niż wszystkie

Jak zwykle z jednodniowym opóźnieniem donoszę, co zrobiłam w sprawie zrównoważonego transportu, bo takie było zadanie na wczoraj. Otóż praktycznie nie opuszczałam domu, co pozwoliło mi nie korzystać z transportu w ogóle :-) Jedynie trasę do przedszkola i z powrotem (1km w jedną stronę) pokonałam pieszo.
Mam to szczęście, że mieszkam w niewielkim mieście i pracuję w domu, odpadają więc dojazdy do pracy i do większości miejsc w centrum mogę dotrzeć pieszo. Nogi rulez!
Od zeszłego roku w moim mieście działa także bezobsługowa wypożyczalnia rowerów i mój plan na ten sezon to w końcu z niej skorzystać...


W ogóle kwestia ruchu jest zdecydowanie tematem do ruszenia :-) No, cóż, nie uprawiam żadnego sportu, prowadzę siedzący tryb życia i oprócz przemieszczania się pieszo, czy okazjonalnych ćwiczeń jogi (z naciskiem na "okazjonalnych") lub dłuższych spacerów, niewiele mam okazji, żeby się spocić. Jednym z kontrowersyjnych dla mnie pomysłów Beavana i jego rodziny było zaprzestanie z korzystania z windy. Jakoś nie wyobrażam sobie, żebym miała codziennie pomykać na nasze 9 piętro z plecakiem i rowerkiem. Oszczędność energii elektrycznej, czy emisji CO2 jest przez to naprawdę znikoma, a jeśli chodzi o spalanie kalorii i endorfiny wywołane ruchem, to jednak wolę jogę.




To tyle w kwestii ruchu i transportu, przejdźmy do wolontariatu :-)
Zadaniem na ten tydzień dla uczestników TINW jest podjęcie jakiegoś działania na rzecz społeczności. Można to zrobić nie wychodząc z domu - wystarczy wesprzeć któryś z ekologicznych projektów.
Ja wpłaciłam 10zł na Ogród społeczny w Łodzi. Działa on od zeszłego roku przy Miejskim Ośrodku Socjoterapii, prowadzony jest wg zasad permakultury i aby się rozwinął w najbliższym sezonie potrzebnych jest jeszcze 3000zł. Zostało 5 dni, więc namawiam wszystkich do wydania choćby złotówki na ten zbożny cel. Zgodnie z zasadami finansowania społecznościowego, jeśli w ciągu najbliższych 5 dni nie uda się zebrać zaplanowanej kwoty, to datki wrócą na konta darczyńców.

Innym działaniem wolontariackim, które podejmuję codziennie jest społeczne prowadzenie strony Mama w Opolu.pl i zaangażowanie w Mamowo. Udało mi się napisać i koordynować ekologiczne projekty typu Ekobobas, czy Ekobazar. Założyłam Mamotekę, czyli społeczną wypożyczalnię zabawek. Działam także w opolskiej kooperatywie spożywczej, a ostatnio w Kuchni społecznej. Plan na ten tydzień? Przemyśleć projekty na nadchodzący rok, bo zbliża się termin wysyłania wniosków o granty. A pomysłów mam wiele :-)

8 kwi 2013

Na odpady nie ma rady

Dzień drugi Tygodnia innego niż wszystkie skoncentrowany jest na ograniczeniu produkowanych przez nas odpadów.
Czasem mam wrażenie, że zrobiłam w tym kierunku już wszystko, co w mojej mocy, a na niektóre rzeczy (np. na opakowania albo politykę planowanej awaryjności produktów) po prostu nie mam wpływu. Mimo, że staram się kupować produkty pakowane zbiorczo, to nie wszystko da się nabyć luzem i na wagę. Nie wszystko da się też zrobić w domu albo wymienić, więc życie bez odpadów jest praktycznie niemożliwe.
Wszak już starożytni musieli jakoś stawić czoła temu problemowi...
Zgodnie z sugestiami zawartymi w przewodniku dla uczestników Tygodnia zastanowiłam się, z jakich najbardziej odpadogennych produktów mogłabym zrezygnować nie naruszając drastycznie swojego komfortu życia. No, i cóż - wyszło na to, że nie ma takiej opcji - przecież nie porzucę dziecka, które w naszym gospodarstwie domowym jest największym producentem śmieci ;-)
O ile potrafię wziąć odpowiedzialność za swoje wybory i świadomie ograniczyć konsumpcję, to w przypadku własnego potomka mam dylemat. Na ile mogę mu narzucać swoje podejście? Jak to wyważyć i sprawić, żeby prostota stała się dobrowolna? A co, jeśli każdy musi przejść przez zachłyśnięcie konsumpcją i powiększaniem stanu posiadania (nawet gdyby miał to być kolejny różowy jednorożec), żeby docenić  minimalizm i drugą stronę medalu? Póki co mogę tylko mieć nadzieję, że rozbudzona przez reklamy faza na "chcę to" kiedyś przeminie. A ilość śmieci się zmniejszy.
Tymczasem stosuję klasyczne metody gospodarowania odpadami. Własna siatka lub plecak na zakupach to podstawa już od dawna, kompost wozimy na działkę, segregujemy kartony, szkło i plastik, szmaty wrzucam do kontenerów do przeróbki na czyściwo (ongiś pojemniki PCK), elektrośmieci oddaję do odpowiednich punktów zbiórki (można skorzystać z internetowej giełdy odpadów Eko-brokers.pl) . Nie używam papierowych ręczników, podpaski mam wielorazowe (i rozważam kupno kubeczka), nie kupuję chemii gospodarczej ani kosmetyków (oprócz mydła, pasty do zębów i szamponu dla dziecka), jak mam fantazję, to przerabiam rzeczy lub biorę udział w koleżeńskich wymiankach. Jeśli coś nadaje się do naprawy, to próbuję znaleźć fachowca, który się tym zajmie (pozdrawiam serwis Ładnie naprawię.pl).
Czy można tu jeszcze coś ulepszyć? Dajcie znać :-)


Tydzień inny niż wszystkie

Z powodu wyjazdu prawie zapomniałam o Tygodniu innym niż wszystkie. Dzisiaj zaczęła się pilotażowa tura projektu, w której biorą udział blogerzy, aktywiści i ekolodzy zaproszeni przez Fundację Sendzimira. Akcja wzorowana jest na No Impact Project - chętne osoby przez tydzień biorą udział w ekoeksperymencie, próbując zmienić swoje nawyki, sposób myślenia, aby zmniejszyć swój ślad ekologiczny.
Z powodu wyjazdu nie zdążyłam obliczyć swojej emisji CO2 (zrobię to jutro), ale pamiętam, że 7 lat temu brałam udział w dość szczegółowych wyliczeniach tegoż, tylko wyniki muszę odgrzebać. Ciekawe będzie porównanie obu śladów.
Zadaniem dnia pierwszego było ograniczenie konsumpcji. Ponieważ większość dnia spędziłam w podróży (jeden samochód+7 osób=full carpooling), to nie miałam okazji, żeby poszaleć zakupowo. I chyba rzeczywiście poza jedzeniem nie kupiłam nic. Mam nadzieję, że przez resztę tygodnia też uda mi się nie kupować rzeczy, oprócz tych absolutnie niezbędnych, do których zaliczam właśnie żywność (niech będzie, że bez słodyczy) :-)

Poniżej trailer filmu No Impact Man (nawiasem mówiąc niektóre działania podejmowane przez Colina nie mają zbyt wiele wspólnego z głęboką ekologią, a rodzinie bohatera chwilami szczerze współczułam)




2 kwi 2013

Karton, naturalnie

A więc zupełnie niedawno ruszyła kampania "Karton, naturalnie" Fundacji Pro Karton. A że karton jako surowiec uwielbiam, i wcale tego nie kryję, to od razu zapoznałam się z raportem odnośnie zalet opakowań kartonowych i konsumenckich postaw Polaków związanych z takimi właśnie opakowaniami. W skrócie wyniki badań obrazuje poniższa infografika.


O ile niespecjalnie interesują mnie powody konsumenckie (ja osobiście kupuję czasem napoje w kartonach dlatego, że są tańsze, lżejsze i jest większy wybór - np. mleko sojowe, w opakowaniu szklanym nie widziałam), to część dotycząca recyklingu zajmuje mnie dużo bardziej. Tyle, że z raportu niewiele wynika... Tzn. wynika smutna prawda, że Polacy nie segregują kartoników po napojach. Wg mnie duży wpływ ma na to niejasny system odbioru i recyklingu tetrapaków, który w każdej gminie jest rozwiązany inaczej. Np. u nas kiedyś kartony po soku wrzucałam do pojemnika na papier, ale od jakiegoś czasu wytyczne Remondisu mówią, żeby wrzucać je do kontenera żółtego - na tworzywa sztuczne. I tu przechodzimy do clou całej kampanii - ani razu w raporcie nie zająknięto się o tym, że karton do przechowywania napojów ≠ czysty papier.
Nieprzyjemna prawda jest taka, że tetrapaki to opakowania trudniejsze do recyklingu, niż szkło czy sam papier. Składają się z laminowanego kartonu, folii i aluminium. I często jeszcze plastikowego zamknięcia lub rurki. Te trzy warstwy są ze sobą ściśle połączone, a ich ponowne oddzielenie i odzyskanie poszczególnych surowców wymaga (na podstawie informacji Tetra Pak odnośnie recyklingu kartonów):
1. Wypłukania z nich wodą celulozy (z otrzymanej pulpy wytwarzane są np. tektura falista, sztywne tekturowe rdzenie do ręczników papierowych)
2. Oddzielenia od celulozy mieszaniny polimerów (plastikowych zamknięć, folii) i aluminium – powstaje z niej twardy i wytrzymały kompozyt, wykorzystywany np. do produkcji mebli ogrodowych, mieszanina ta jest również stosowana do uszlachetniania paliw alternatywnych
"Inną formą recyklingu zużytych opakowań po mleku i sokach jest produkcja płyt wiórowych z domieszką rozdrobnionych kartoników, które są prasowane w wysokiej temperaturze. W tej metodzie recyklingu używa się zarówno całych kartoników jak również mieszaniny ich elementów plastikowych, foliowych oraz aluminium.
W Polsce wskaźnik recyklingu opakowań kartonowych do płynnej żywności wynosi ok.10%. Informacjami n.t. wskaźnika recyklingu innych typów opakowań dysponują organizacje ich odzysku, m.in. Rekopol S.A."
Z danych na stronie ProKarton.org dowiadujemy się, że w Polsce działa ponad 30 organizacji odzyskujących celulozę z kartonowych opakowań. Trudno powiedzieć, ile surowców udaje się w ten sposób rzeczywiście odzyskać. Brakuje mi też informacji, jak bardzo energochłonny jest proces recyklingu tetrapaków w porównaniu z PETami, makulaturą czy szkłem. Bo w raporcie podano jedynie opinię respondentów, a nie wyniki realnego porównania carbon and water footprint dla poszczególnych typów odpadów.

Szkoda, że twórcy kampanii zapomnieli wspomnieć o tej kwestii, skupiając się głównie na zaletach "kartoników" związanych z ich konsumenckim jednorazowym użyciem.
Więc jak zawsze przypominam o precyklingu, recyklingu i upcyklingu - nigdy nie zaszkodzą :-)