9 wrz 2015

Zero Waste Week

Trwa od poniedziałku :-)
W tym roku hasłem przewodnim jest Reuse!, czyli ponowne użycie. Pamiętam jeszcze świat, w którym prawie nie było rzeczy jednorazowych. Kanapki pakowało się w papier, a zamiast worków na śmieci wystarczał kubełek wyłożony gazetą.

Butelki były zwrotne, dzięki którym można było zasilić skromny dziecięcy budżet. Nie było plastikowych kubeczków i automatów z napojami, zamiast tego były saturatory i szklanki. Pamiętam nawet płócienne chusteczki do nosa :-) Wszystko się mogło przydać, wszystko było używane wielokrotnie, aż do zdarcia. Cerowało się skarpetki. Herbatę parzyło z esencji. A Adam Słodowy był propagatorem polskiego DIY i upcyklingu :-)
Aż tu nagle hop, nadeszła era jednorazowości, śmieciowe czasy. Pampersy zastąpiły tetrówki, butelki plastikowe zastąpiły szklane, papierowe ręczniki zastąpiły ścierki, wszystko zaczęto pakować w folię, taśma klejąca wygrała z klejem i sznurkiem, itd., itp.

Trudno jest obecnie żyć wytwarzając rocznie słoik śmieci, jak Lauren Singer albo pewna rodzina, o której jakiś czas temu było głośno w internetach. Ale da się.


Bea Johnson z owej rodziny prowadzi bloga Zero Waste Home, wydała też książkę pod tym samym tytułem, dzięki czemu Johnsonowie stali się bezodpadowymi celebrytami :-)
Jak się żyje zerowaste'owcom? "Zerowaste tak naprawdę dzieje się poza domem. To kwestia decyzji, które podejmujemy poza nim. Sama robię zakupy, a jedyne, o co ich proszę, to żeby odmawiali wszelkich przedmiotów, których nie potrzebują, i nie kupowali żadnych batonów. Nauczyliśmy ich tego, kiedy byli jeszcze dość mali, i teraz jest to dla nich zupełnie naturalne. Zrozumieli, że każdy dziadowski robocik, który rozwali się w ciągu pięciu minut, sprawi, że na świecie będzie po prostu więcej plastiku. Zamiast obdarowywać się przedmiotami, obdarowujemy się doświadczeniami. I to sprawia, że jesteśmy naprawdę szczęśliwi."


Moja wiara w zero-odpadowość jest jednak mała, a wynika z tego, że nawet po 8 latach robienia zakupów w tym samym osiedlowym warzywniaku, sprzedawca wciąż odruchowo pakuje mi rzeczy w foliówkę, mimo że za każdym razem mówię "bez siateczki proszę". No chyba, że kupuję ogórki kiszone albo kiszoną kapustę, wtedy foliówkę biorę, bo jakoś nigdy nie mam przy sobie słoika. Ale i tak pan Warzywniak już mógłby się nauczyć, że nie wszyscy wariują ze szczęścia na widok siateczki...
O tym, że zakupy bezśmieciowe to nie łaskotki, wie także autorka bloga Odśmiecownia (pozdrawiam!), która w polskich warunkach próbuje żyć "zero waste". Podobne tematy poruszane są na Projekt Zero Śmieci - Zero Waste.

Na zdjęciu Gregga Segala: rodzina w otoczeniu swoich tygodniowych śmieci - projekt 7 Days of Garbage

A wy - wyobrażacie sobie życie zero waste?

1 komentarz:

Kornelia pisze...

Super ta instrukcja wyściełania kosza gazetą - pamiętam jak tak robiliśmy w dzieciństwie i jak właziły do tego kosza sznureczkiem mrówki faraonki - brzydziłam się ich i dlatego wymigiwałam od wyrzucania śmieci.

Co do życia bezśmieciowego to czasem tracę zapał i odpuszczam, ale celu z oczu nie tracę. Jak to śpiewał Młynarski - "nic że droga wyboista, ważne że kierunek słuszny." :-)

Dziękuję za wspomnienie o moim blogu :-) I za informację o Zero Waste Week. Będę spóźniona, ale zapiszę się. Pozdrawiam!