11 lis 2015

Wolne szkoły, wolny wybór

Tak mi się ostatnio życie zakręciło, że po długich latach freelancerki i pracy zdalnej, zaczęłam staż w Wolnej Szkole Przygodowej. Sama idea edukacji demokratycznej jest bardzo pociągająca dla osoby, która przeszła pełny system edukacyjno-wychowawczy (żłobek, przedszkole, podstawówka, liceum, studia magisterskie), w sumie kilkanaście lat "chodzenia do szkoły". Córka drugi rok pobiera nauki w kameralnej szkole Montessori i generalnie podoba jej się tam, ale ja sobie w duchu myślę "na razie". Bo co będzie potem, kiedy w programie pojawią się przedmioty, które jej nie interesują? Czy tak jak ja będzie na lekcjach rysować, wymieniać liściki z koleżanką, grać w szubienicę albo kołko i krzyżyk, pisać opowiadania w "tajnych zeszytach" i nerwowo spoglądać na zegar? Czy cokolwiek zapamięta z tego, co się nauczy? Ja z programu późniejszej podstawówki i liceum pamiętam niewiele. Praktycznie nic z fizyki, chemii, matmy, historii, geografii, WOSu czy PO. Czy przydała mi się kiedyś wiedza na temat rodzajów wietrzenia skał, obliczania sinusów i cosinusów, łacińskich koniugacji, interferencji fal magnetycznych, daty powstań polskich?  Nie przypominam sobie...


Może byłoby inaczej, gdyby zajęcia prowadzone były w mniej tradycyjny sposób - siedzenie w ławce i na sali wykładowej to był koszmar, gdyby nie były obowiązkowe (przecież po tylu latach i tak pamiętam tylko to, czym się interesuję do dziś), może gdyby zamiast rywalizacji i ocen uczono współpracy i osiągania consensusu, gdyby zamiast teorii uczono praktyki i eksperymentowania, a zamiast słuchania i powtarzania ćwiczono porozumienie bez przemocy i wyrażanie własnego zdania... Może wtedy byłabym w zupełnie innym miejscu? Robiła coś zupełnie innego?


W całej Polsce rodzice mają dość tradycyjnego systemu i zwracają się w stronę alternatyw. Pedagogika Montessori, waldorfska, leśna, antypedagogika, edukacja domowa, unschooling - przyciągają jak magnes. Szkoły demokratyczne powstają jak grzyby po deszczu. Ile z nich wytrzyma i przetrwa w niezbyt sprzyjających takim eksperymentom warunkach? Sam pomysł nie jest nowy - pierwsza taka szkoła powstała już niemal 100 lat temu w Anglii (Summerhill), ale w polskich kuratoriach wydaje się być zbyt radykalny. Dać uczniom wolność i wybór? Niech sami/e decydują, czego i kiedy chcą się uczyć? Zaufać im? Herezja i tyle...
Pewnie jeszcze wiele wody musi upłynąc w prawych i lewych dopływach Wisły, zanim system się zmieni, dlatego lepiej nie czekać zbyt długo, tylko brać sprawy w swoje ręce ;-) Szkoły demokratyczne potrzebują wsparcia - zarówno ze strony formalno-prawnej, jak i ze strony rodziców i samych uczniów. Bardzo jestem ciekawa, jak będzie się rozwijać życie opolskiej wolnej szkoły. To dopiero pierwsze miesiące, więc zarówno dzieci, jak i dorośli są na etapie wypracowywania zasad i pomysłów, proces organizacji trwa. Dołączam z nadzieją :-)

Brak komentarzy: