Na zakończenie pracy w pewnym urzędzie dostałam od współpracowników (na własne życzenie) książkę Daniela Golemana "Inteligencja ekologiczna".
Przejrzałam ją wczoraj uważnie i chociaż dosyć mnie zdołowała, to uważam, że warto się zapoznać z niektórymi faktami...
1. Teza pierwsza - "zielony" styl życia to rzecz bardziej złożona, niż by się zdawało. Nie wystarczy segregować śmieci, a na zakupy brać torbę wielorazową...Bo co z tego, że śmieci posegregujemy, jeśli nikt ich nie podda recyklingowi, i co z tego, że torba na zakupy jest z bawełny, skoro produkcja bawełny jest bardzo energo/wodo/pestycydo - chłonna...
2. Teza druga - brakuje jednolitego i przejrzystego systemu eko-informacji o każdym produkcie, który ułatwiałby konsumentom "zielone" wybory. Bo nie zawsze produkt lokalny będzie bardziej eko od sprowadzanego samolotem. Trzeba wziąć też pod uwagę inne czynniki, jak sposób produkcji, warunki pracy robotników/rolników, opakowanie, itd... Najlepiej jakby taki system informacji był uniwersalny i jawny, i uwzględniał nie tylko "ślad węglowy", ale też kwestię "fair trade" i inne czynniki...
3. Biorąc to wszystko pod uwagę można wpaść w karboreksję bądź ortoreksję lub zupełnie dać sobie spokój z ekologią, skoro i tak źle i tak niedobrze...
Dawid Goleman podkreśla jednak, że najważniejsza jest świadomość. Zdając sobie sprawę z wielu możliwych oddziaływań, przestajemy kierować się etykietkami "eko" lub "naturalny" na produktach i zaczynamy myśleć. Taka "inteligencja ekologiczna" zaczyna rozwijać się u coraz większej liczby osób i ma to widoczny wpływ na producentów, którzy zmuszani są do prawdziwej zmiany swoich strategii sprzedaży czy sposobu produkcji (Goleman podaje przykłady firmy Nike albo Coca-Cola). Zieloni klienci, czyli np. "ekomamy są czubkiem fali zatroskanych konsumentów", a ich wybory są decydujące dla całego tzw. "przemysłu dziecięcego".
A zatem więcej myślmy, mniej kupujmy :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz