Co roku w okolicach świąt, których nie obchodzę, na moim parapecie pojawia się rzeżucha, czyli właściwie pieprzyca siewna. Jadam ją tylko w tym okresie, w sumie nie wiem dlaczego, bo i smaczna, i zdrowa, i szybko rośnie, a domowa uprawa nie wymaga większej filozofii. Ot, wyłożyć talerzyk lub spodeczek ligniną/watą/wacikami, nasypać nasionka, podlewać i po 2-3 dniach już możemy wzbogacać swoją dietę pieprzem biedaków (z ang.
poor man's pepper). Zielenina zawiera sporo witaminy C, mega dużo witaminy K, trochę witamin z grupy B, a poza tym żelazo, magnez, mangan i inne cuda wianki (
źródło).
Można ją dodawać do sałatek, na kanapki, do zupy (widziałam gdzieś nawet przepis na zupę krem z rzeżuchy), do pesto - idealna na przednówek właśnie, kiedy wciąż brak nowalijek, a skądś te witaminy brać trzeba...
Rzeżuchą można się także pobawić, wysiewając inicjały (a może i całe napisy) lub ozdabiając naczynka zielonymi czuprynkami.
(stąd)
Można podyskutować o emocjach :-)
I wysiać różne kształty (
learning4kids.net)
Można przeprowadzić kilka eksperymentów (np. jak rośnie rzeżucha w pobliżu wi-fi, bez dostępu światła, w ziemi i czy lepiej z nawozem czy bez),
sprawdźcie tu:
Można też zaszaleć...
(flickr.com - Peter)
także w ten sposób...
Przepis na
wąsy z rzeżuchy w książce znajdziecie tu :-)
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz