21 lip 2012

Olmajtyłan

Plan na wczorajszy wieczór był taki: upiec chleb i uszyć majtki :-)
Od razu powiem, że się udało, choć chleb przy majtkach to bułka z masłem.
A czemu tak, a nie inaczej? Bo od czasu pleneru gospodyń miejskich oswajam powoli maszynę do szycia. Oprócz opakowania na laptopa, powstał jeszcze woreczek na chleb. A w mojej głowie od dawna obrabiam te sterty ciuchów, które są za małe, za duże i w ogóle do przeróbki.
Majtki z T-shirta to jeden z moich ulubionych projektów na liście do zrobienia, bo chociaż nigdy nie zdarzyło mi się to, co koleżance Rosie (pozdrowienia dla Ziemniaczka), to majty to podstawa, nie uważacie?
A ponieważ na zdjęciach w necie wszystko wygląda tak dziecinnie prosto...
Pierwsze podejście nie było zbyt udane, sytuację skomplikował brak instrukcji obsługi starego Łucznika (ale dzięki bogu za internet), ale drugie mogę już uznać za zaliczone. Co prawda majtki są zbyt punkowe, żeby pokazać je publicznie, ale obiecuję, że trzecie tu wrzucę jako dowód :-)
Miłego łikendu!

1 komentarz:

aga pisze...

Ja niestety nawet z instrukcją nie ogarniam mojego całkiem nowego Łucznika. Maszyna chyba jednak potrzebuje, żeby ją wyregulować, bo całkiem niezłe supełki robi od spodu :(