15 gru 2011

Co w brzuchu burczy

Coś specjalnie dla  Ninette i jej pracy licencjackiej o świadomości ekologicznej dzieci w wieku młodszoszkolnym :-) Może się przyda...
Co w brzuchu burczy to interaktywny projekt Justyny Marczewskiej dla dzieci w wieku 7-9 lat. I to projekt wielokrotnie nagradzany (II miejsce w konkursie multimedialnym "Doliny Kreatywnej" , wśród "Najlepszych projektów dyplomowych 2+3D" , wyróżnienie w dziedzinie multimedia na Międzynarodowym Biennale Studenckiej Grafiki Projektowej Agrafa 2009).


Jak rozumiem celem takiego projektu jest poszerzenie wiedzy dziecka o zdrowym odżywianiu i witaminach. Jak to działa?
  "Dziecko tworzy swój profil, który jest wirtualnym dzienniczkiem. Codziennie zapisuje w nim, co jadło danego dnia. Na tej podstawie program ustala i informuje, w jakim stopniu wypełnione jest dzienne zapotrzebowanie organizmu na witaminę A / witaminę C / magnez / wapń. Następnie dziecko gra w proste gry, które pokazują dlaczego i jak uzupełnić braki. Co w brzuchu burczy dostarcza również rodzicom wiedzy na temat diety ich pociechy."

No, i fajnie, ale...
Trochę się będę czepiać, ale w sumie tylko trochę. Ogólna idea fajna, ale projekt niedopracowany (tak, wiem, to tylko projekt). W produktach żywnościowych brakuje wielu ważnych składników diety, np. nie uwzględniono kasz (a przecież jednak czasem je jadamy), brakuje wielu popularnych owoców i warzyw, napojów, nabiału, rodzajów mięsa (choć z tego powodu płakać nie będę).. W efekcie trudno jest zaznaczyć faktycznie zjedzone produkty, a i obliczenia wykonane przez program odnośnie dawki witamin i minerałów są niepełne (no, i dotyczą tylko czterech substancji, pewnie też przykładowych).
Gry są proste (czy nie za łatwe dla 7-9 latków?), więc tak się zastanawiam, czy na długo przykułyby uwagę dzieci.
Poza tym, jako cyfrowej imigrantce trochę mi się nie podoba, że konieczność wpisywania danych do dzienniczka przykułoby moje dziecko na kolejnych 5 minut dłużej do komputera...Ale może czas się z tym pogodzić?

1 komentarz:

Mala N pisze...

W zasadzie program mnie również nie przekonuje. Myślę, że dzieciom nie jest potrzebne dokładne matematyczne wyliczanie danych składników, a bardziej przydaje się ogólna orientacja czym jest zbilansowana dieta. Stosując się do zasad zdrowego żywienia np. w przedszkolu czy stołówce szkolnej możemy zrobić dla zdrowia dziecka dużo więcej, wpoić mu odpowiednie nawyki, bo o to głównie chodzi a nie o tabele.