W ramach leczenia swojego doła i wywołania poczucia, że jednak coś da się zrobić z tym światem, poszłam wczoraj na seminarium Rady na odpady.
Zazwyczaj unikam takich imprez, ponieważ w czasie tradycyjnie nudnej prezentacji w PP wszyscy ukradkiem bawią się telefonami albo obgryzają darmowe długopisy, a jedynym jasnym punktem programu bywa często bezpłatny catering. Jednak nie w tym przypadku :-)
Co prawda bez prezentacji w Power Poincie się nie obeszło, ale jeśli chodzi o poczęstunek, to zamiast typowych ciastek z białej mąki i cukru na talerzykach pojawiły się wyglądające podejrzanie zdrowo witariańskie łakocie :-)
Seminarium organizowała wrocławska Fundacja Ekorozwoju - organizacja z 20-letnim stażem. Bardzo mi się podoba ich różnorodna działalność - od akcji zbierania baterii (a co najważniejsze nawiązania współpracy z firmą, która je przetwarza), przez Akademię 3 R i Brygadę 3R, jarmarki ekologiczne we Wrocławiu i dziesiątki innych programów i projektów do ogólnopolskiej akcji Zamień Odpady Na Kulturalne Wypady (czyli ZONKW). Pewnie już się wam obiło o uszy, więc w bardzo dużym skrócie: chodzi o to, że pewnego pięknego dnia w twoim mieście możesz przynieść śmieci i dostaniesz za nie bilet do kina (albo muzeum, teatru, na basen itp.). I już, wszyscy zadowoleni :-)
To właśnie tej ostatniej akcji poświęcono osobną prezentację i (chyba) z pozytywnym skutkiem. Więc kto wie, może niedługo Opole pojawi się w harmonogramie ZONKW. Zainteresowanie jest ;-)
Po prezentacjach i przerwie na kawę nadszedł czas na moderowaną dyskusję. Dodam, że na sali siedzieli przedstawiciele urzędu miasta (wydział ochrony środowiska), ngo-sów, funduszu ochrony środowiska, inspektoratu środowiskowego i straży miejskiej. Mimo, że zbyt wiele czasu (IMHO) poświęcono nierozwiązywalnej kwestii dystrybucji plakatów informacyjnych do spółdzielni mieszkaniowych (osoby żądne szczegółów zapraszam na maila), to udało się znaleźć rozwiązanie dla innego wyzwania.
Problem jest następujący: mieszkańcy domków jednorodzinnych palą śmieci w piecach i trują. A Straż Miejska pomimo, że ma uprawnienia, nie chce trucicieli łapać. Bo trudno im udowodnić, że dany obywatel rzeczywiście pali w piecu śmieciami. Podczas rozmowy okazało się, istnieją urządzenia, tzw. analizatory, które w kilka sekund potrafią zanalizować próbkę dymu i wykazać, czy znajdują się w nim substancje pochodzące np. z plastiku. Mało tego, że istnieją, to jeszcze jest możliwość sfinansowania takiego analizatora dla Straży Miejskiej z funduszu ochrony środowiska. Wystarczy wniosek złożyć. Ale gdyby na sali nie było strażników miejskich, ani pana z funduszu, to być może nikt by się o tym nie dowiedział. Czyli co - warto rozmawiać? Warto!
I tym optymistycznym akcentem ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz