albo bohaterką. Klimatu. Ochrony środowiska. Edukacji ekologicznej.
Jakiś czas temu odkryłam stronę Climate Heroes, która powstała przy okazji zeszłorocznego szczytu klimatycznego w Paryżu, aby prezentować sylwetki ekoaktywistek/ów z całego globu. Chociaż szczyt już się odbył, to wciąż można zaproponować i dodać kandydaturę ekobohatera/ki. Z Polski na razie nie ma nikogo, a tymczasem mamy przecież sporo osób, które robią fantastyczne rzeczy w kwestii edukacji ekologicznej, przyrodniczej i w ogóle.
Co to znaczy być bohaterem klimatu?
Isatou Ceesay uczy kobiety w Gambii jak przetwarzać torebki foliowe na przydatne i trwałe torebki z plarnu, założyła centrum recyklingu i edukuje społeczność w kwestiach zanieczyszczenia środowiska i zmian klimatu. Więcej na stronie i w książce One Plastic Bag
Joe Justice z USA, założyciel Wikispeed, działa na rzecz popularyzacji samochodu, który jest ultraoszczędny (mniej niż 3l/100km), bezpieczny i tani w eksploatacji. Wikispeed są częścią Open Source Ecology, czyli udostępniają wiedzę i schematy do wolnego wykorzystania. Gdyby więc ktoś zapragnął zmajstrować taki samochód w warsztacie lub maker space - ma wolną rękę.
Wymyślenie i skonstruowanie auta trwało grupie Wikispeed zaledwie 3 miesiące. Jak to możliwie? Joe Justice wyjaśnia w tym wykładzie TED (napisy tylko po angielsku, ale dacie radę):
Wśród ekobohaterów jest także Illac Diaz - wynalazca Litra Światła (punkt 7), Benoit Lavigueur, który sam zbudował najbardziej ekologiczny dom na świecie z recyklingu, propagatorzy ekobuddyzmu, zielonej ekonomii, energii wiatru, zielonych dachów czy permakultury. Inspiracji co niemiara. Akurat na weekend :-)
I jeszcze kilka pomysłów z filmiku dobrarada:
1. zostań ogrodnikiem
2. kupuj lokalnie
3. nie marnuj jedzenia
4. ogranicz mięso i nabiał
5. podróżuj pociągiem lub wypełnionym samochodem
6. wybierz staycation zamiast vacation, czyli zostań w domu ;-)
7. oszczędzaj energię
PS. Generalnie jest niebyt ciekawie (twierdzi NASA).
30 lip 2016
26 lip 2016
Library of things - wypożyczalnia przedmiotów
Ostatnio, po wielu latach przerwy, częściej korzystam z biblioteki. Nie wiem, jak u was, ale w Opolu dużo zmian na lepsze - dużo nowości, swobodny dostęp do regałów, możliwość elektronicznego wyszukiwania i rezerwacji on-line, a oprócz książek można wypożyczyć także filmy, muzykę, audiobooki czy gry planszowe. Kocham biblioteki.
Tymczasem na świecie powstają Libraries of Things. Pomysłodawcy wyszli z założenia, że wiele rzeczy potrzebujemy sporadycznie - raz lub kilka razy do roku. A po co kupować, skoro można wypożyczyć? Takie hasło przyświeca np. wypożyczalni londyńskiej. Można tam za niewielką kaucją wypożyczyć np. narzędzia albo sprzęt sportowy. Biblioteka organizuje także warsztaty DIY i gotowania, pomagające oswoić nowe sprzęty i umiejętności, przy okazji tworząc i integrując społeczność użytkowników.
(fotka z fp Library of Things)
Sama kiedyś założyłam i prowadziłam wypożyczalnię zabawek, na wzór zagranicznych Toy Libraries, co wydawało mi się super pomysłem. Każdy rodzic wie, w jakim tempie przybywa zabawek w domu i jak szybko dzieci przestają się nimi bawić, kiedy mają je ciągle na widoku. Mamoteka działała przez 2 lata jako miejsce spotkań z okazją wypożyczenia prostych układanek, gier, instrumentów muzycznych czy nadmuchiwanych zabawek do skakania. W ofercie były także książeczki dla dzieci oraz książki dla rodziców - o tematyce związanej z macierzyństwem, rozwojem osobistym, czy wychowaniem dziecka. Niestety, wraz z utratą miejsca i finansowania dyżurów, Mamoteka straciła rację bytu. A szkoda. Jeśli jednak chcecie taką założyć u siebie, to poniżej znajdziecie kilka wskazówek (zapraszam także na priv :-) ):
I chociaż mam wrażenie, że kiedyś ogólnie było więcej wypożyczalni, zwłaszcza tych z filmami na kasetach wideo, a potem płytach CD/DVD, to jednak zwyczaj wypożyczania nie odszedł jeszcze do lamusa.
(mural we Wro - Anna Szejdewik)
Ku mojemu zdziwieniu nadal działają wypożyczalnie sprzętu sportowego (moi rodzice w czasach PRL-u wypożyczali namiot, kiedy raz w roku jechaliśmy na wczasy). Istnieje dobrze prosperująca sieć miejskich wypożyczalni rowerowych. Zdarzają się także wypożyczalnie strojów karnawałowych, sukien ślubnych, samochodów oraz sprzętu budowlanego, gastronomicznego, ogrodniczego lub rehabilitacyjnego. W internetach widziałam nawet wypożyczalnie torebek oraz... kwiatów/roślin :-) Już nie mówiąc o wakacyjnej wypożyczalni babć!
Fajnie by było mieć w sąsiedztwie Library of Things, z przedmiotami mniejszego kalibru - szlifierką, maszyną do szycia, fotelikiem samochodowym, drylownica, czy projektorem. W innej brytyjskiej rzeczotece SHARE można także naprawiać rzeczy podczas cotygodniowych sesji reperowania - cudowne połączenie. A gdyby gdzieś w pobliżu jeszcze postawić Givebox i freefoodową lodówkę albo regał, czyli jadłodzielnię to już w ogóle spędzałabym tam pół dnia :-)
Ale ale, jest jeszcze inna opcja - zamiast zakładać fizyczne miejsce, które będzie służyć jako wypożyczalnia - można użyć technologii, a konkretnie aplikacji Peerby. Wygląda prosto - kiedy potrzebujesz czegoś, sprawdzasz, czy ktoś w twoim sąsiedztwie ma daną rzecz do pożyczenia. Nie mam pojęcia, czy Polska wie o tej aplikacji (no, teraz już wiecie, prawda?), ale jak już się dorobię tego smartfona, to na pewno zainstaluję, żeby sprawdzić.
Tymczasem na świecie powstają Libraries of Things. Pomysłodawcy wyszli z założenia, że wiele rzeczy potrzebujemy sporadycznie - raz lub kilka razy do roku. A po co kupować, skoro można wypożyczyć? Takie hasło przyświeca np. wypożyczalni londyńskiej. Można tam za niewielką kaucją wypożyczyć np. narzędzia albo sprzęt sportowy. Biblioteka organizuje także warsztaty DIY i gotowania, pomagające oswoić nowe sprzęty i umiejętności, przy okazji tworząc i integrując społeczność użytkowników.
(fotka z fp Library of Things)
Sama kiedyś założyłam i prowadziłam wypożyczalnię zabawek, na wzór zagranicznych Toy Libraries, co wydawało mi się super pomysłem. Każdy rodzic wie, w jakim tempie przybywa zabawek w domu i jak szybko dzieci przestają się nimi bawić, kiedy mają je ciągle na widoku. Mamoteka działała przez 2 lata jako miejsce spotkań z okazją wypożyczenia prostych układanek, gier, instrumentów muzycznych czy nadmuchiwanych zabawek do skakania. W ofercie były także książeczki dla dzieci oraz książki dla rodziców - o tematyce związanej z macierzyństwem, rozwojem osobistym, czy wychowaniem dziecka. Niestety, wraz z utratą miejsca i finansowania dyżurów, Mamoteka straciła rację bytu. A szkoda. Jeśli jednak chcecie taką założyć u siebie, to poniżej znajdziecie kilka wskazówek (zapraszam także na priv :-) ):
I chociaż mam wrażenie, że kiedyś ogólnie było więcej wypożyczalni, zwłaszcza tych z filmami na kasetach wideo, a potem płytach CD/DVD, to jednak zwyczaj wypożyczania nie odszedł jeszcze do lamusa.
(mural we Wro - Anna Szejdewik)
Ku mojemu zdziwieniu nadal działają wypożyczalnie sprzętu sportowego (moi rodzice w czasach PRL-u wypożyczali namiot, kiedy raz w roku jechaliśmy na wczasy). Istnieje dobrze prosperująca sieć miejskich wypożyczalni rowerowych. Zdarzają się także wypożyczalnie strojów karnawałowych, sukien ślubnych, samochodów oraz sprzętu budowlanego, gastronomicznego, ogrodniczego lub rehabilitacyjnego. W internetach widziałam nawet wypożyczalnie torebek oraz... kwiatów/roślin :-) Już nie mówiąc o wakacyjnej wypożyczalni babć!
Fajnie by było mieć w sąsiedztwie Library of Things, z przedmiotami mniejszego kalibru - szlifierką, maszyną do szycia, fotelikiem samochodowym, drylownica, czy projektorem. W innej brytyjskiej rzeczotece SHARE można także naprawiać rzeczy podczas cotygodniowych sesji reperowania - cudowne połączenie. A gdyby gdzieś w pobliżu jeszcze postawić Givebox i freefoodową lodówkę albo regał, czyli jadłodzielnię to już w ogóle spędzałabym tam pół dnia :-)
Ale ale, jest jeszcze inna opcja - zamiast zakładać fizyczne miejsce, które będzie służyć jako wypożyczalnia - można użyć technologii, a konkretnie aplikacji Peerby. Wygląda prosto - kiedy potrzebujesz czegoś, sprawdzasz, czy ktoś w twoim sąsiedztwie ma daną rzecz do pożyczenia. Nie mam pojęcia, czy Polska wie o tej aplikacji (no, teraz już wiecie, prawda?), ale jak już się dorobię tego smartfona, to na pewno zainstaluję, żeby sprawdzić.
19 lip 2016
Wikiwakacje - podziel się fotkami
Założę się, że każdy z was czasem korzysta z Wikipedii. To niesamowite, jak szybko zastąpiła ona opasłe tomy encyklopedii różnego rodzaju. Dla mnie Wikipedia jest wybawieniem przy tłumaczeniach, dzięki temu, że każde polskie hasło odsyła do swoich odpowiedników w różnych językach świata.
Oczywiście trzeba zostawić pewien margines błędu (w końcu Wikipedię może edytować każdy - jest to zarazem jej największa zaleta, jak i wada), dlatego wiele osób nie traktuje tego źródła poważnie. Ale - zalogowałam się swego czasu jako wikipedystka i wiem, że każda edycja jest sprawdzana przed publikacją przez redaktora. Przy wielu hasłach toczą się zakulisowe długie dyskusje merytoryczne. Nie ma szans, żeby pojawiła się tam jakaś piramidalna głupota. Raczej więc wierzę Wikipedii, niż nie. Podoba mi się też, że za całym tym opensourcowym przedsięwzięciem stoi mrówcza praca tysięcy anonimowych wikipedystów - wolontariuszy, których motywacje są różne (ale pozytywne). W Polsce nawet stanął pomnik na ich cześć :-)
Może też spróbujesz?
Poza tym cenię Wiki także za źródło darmowych zdjęć, które nieraz wykorzystywałam do ilustracji artykułów na Ulicy Ekologicznej.
I tu dochodzimy do sedna :-)
Do końca sierpnia trwa konkurs Wikiwakacje organizowany przez polską Wikipedię i PTTK. Jeśli więc chcesz się podzielić zdjęciami z wakacyjnych wędrówek - chodzi o zabytki, dzieła sztuki w przestrzeni publicznej oraz miejsca i obiekty przyrodniczo cenne (np. parki krajobrazowe, narodowe, pomniki przyrody itp.) - aby zasiliły otwarte archiwum wikimediów na licencji Creative Commons - wysyłaj :-)
"Wystarczy na stronie internetowej kliknąć w przycisk “Prześlij zdjęcia”. Strona wyświetli interaktywną mapę, na której należy zaznaczyć właściwy zabytek lub pomnik natury, a następnie wybrać plik lub pliki do przesłania. Większość pól w formularzu przesyłania plików zostanie wstępnie wypełnione, więc cała procedura zajmuje mniej niż minutę. Wszystkie już przesłane zdjęcia można będzie oglądać na tej stronie."
Można coś wygrać (konkretnie kasę), ale mam wrażenie, że satysfakcja z udziału może być wystarczająco satysfakcjonująca :-)
A zatem - do dzieła!
Oczywiście trzeba zostawić pewien margines błędu (w końcu Wikipedię może edytować każdy - jest to zarazem jej największa zaleta, jak i wada), dlatego wiele osób nie traktuje tego źródła poważnie. Ale - zalogowałam się swego czasu jako wikipedystka i wiem, że każda edycja jest sprawdzana przed publikacją przez redaktora. Przy wielu hasłach toczą się zakulisowe długie dyskusje merytoryczne. Nie ma szans, żeby pojawiła się tam jakaś piramidalna głupota. Raczej więc wierzę Wikipedii, niż nie. Podoba mi się też, że za całym tym opensourcowym przedsięwzięciem stoi mrówcza praca tysięcy anonimowych wikipedystów - wolontariuszy, których motywacje są różne (ale pozytywne). W Polsce nawet stanął pomnik na ich cześć :-)
Może też spróbujesz?
Poza tym cenię Wiki także za źródło darmowych zdjęć, które nieraz wykorzystywałam do ilustracji artykułów na Ulicy Ekologicznej.
I tu dochodzimy do sedna :-)
Do końca sierpnia trwa konkurs Wikiwakacje organizowany przez polską Wikipedię i PTTK. Jeśli więc chcesz się podzielić zdjęciami z wakacyjnych wędrówek - chodzi o zabytki, dzieła sztuki w przestrzeni publicznej oraz miejsca i obiekty przyrodniczo cenne (np. parki krajobrazowe, narodowe, pomniki przyrody itp.) - aby zasiliły otwarte archiwum wikimediów na licencji Creative Commons - wysyłaj :-)
"Wystarczy na stronie internetowej kliknąć w przycisk “Prześlij zdjęcia”. Strona wyświetli interaktywną mapę, na której należy zaznaczyć właściwy zabytek lub pomnik natury, a następnie wybrać plik lub pliki do przesłania. Większość pól w formularzu przesyłania plików zostanie wstępnie wypełnione, więc cała procedura zajmuje mniej niż minutę. Wszystkie już przesłane zdjęcia można będzie oglądać na tej stronie."
Można coś wygrać (konkretnie kasę), ale mam wrażenie, że satysfakcja z udziału może być wystarczająco satysfakcjonująca :-)
A zatem - do dzieła!
16 lip 2016
7 zastosowań butelek PET, o których nie mieliście pojęcia
1. Wentylator (bez użycia prądu), czyli Eco-Cooler
Co prawda nie za bardzo widzę zastosowanie tego w bloku (trzeba by całe okno zasłonić i jednocześnie zablokować sobie dostęp światła), ale pomysł jest:
(instrukcja tu)
2. Żywołapka na mysz. Zaiste pomysłowa :-)
3. Wyciskarka do soku (ręczna)
4. Cegły = butelki wypełnione piaskiem. Domy czy raczej chatki z bitelek powstają głównie w Ameryce Południowej i Afryce - tu znajdziecie galerię.
A w Panamie powstaje nawet całe Plastic Bottle Village! Pomysłodawcy szukają sponsorów :-)
5. Innym sposobem na konstrukcje z butelek jest łączenie ich za pomocą łączników Eco Connect Bottle System. Może się przydać np. do zbudowania szklarni, parawanu, łódki/tratwy albo bramki :-)
6. Miotła
(źródło + filmik instruktażowy)
7. I na koniec moje ulubione zastosowanie - pokłon dla osoby, która pierwsza wpadła na ten pomysł - butelka PET jako żarówka. Liter of Light nie wymaga prądu - wystarczy butelka, woda z chlorem i dziura w dachu :-) Niestety znów ograniczone zastosowanie - żarówka działa tylko w dzień, ale w tymczasowych konstrukcjach typu szałas, garaż, barak, lepianka z gliny - czemu nie?
Co prawda nie za bardzo widzę zastosowanie tego w bloku (trzeba by całe okno zasłonić i jednocześnie zablokować sobie dostęp światła), ale pomysł jest:
(instrukcja tu)
2. Żywołapka na mysz. Zaiste pomysłowa :-)
3. Wyciskarka do soku (ręczna)
4. Cegły = butelki wypełnione piaskiem. Domy czy raczej chatki z bitelek powstają głównie w Ameryce Południowej i Afryce - tu znajdziecie galerię.
A w Panamie powstaje nawet całe Plastic Bottle Village! Pomysłodawcy szukają sponsorów :-)
5. Innym sposobem na konstrukcje z butelek jest łączenie ich za pomocą łączników Eco Connect Bottle System. Może się przydać np. do zbudowania szklarni, parawanu, łódki/tratwy albo bramki :-)
6. Miotła
(źródło + filmik instruktażowy)
7. I na koniec moje ulubione zastosowanie - pokłon dla osoby, która pierwsza wpadła na ten pomysł - butelka PET jako żarówka. Liter of Light nie wymaga prądu - wystarczy butelka, woda z chlorem i dziura w dachu :-) Niestety znów ograniczone zastosowanie - żarówka działa tylko w dzień, ale w tymczasowych konstrukcjach typu szałas, garaż, barak, lepianka z gliny - czemu nie?
12 lip 2016
Z głową w chmurach - zostań cloudspotterem lub Dyzio Marzycielem
Czytam sobie ostatnio "Witaminę N" i dlatego częściej niż zazwyczaj zwracam uwagę na zjawiska przyrodnicze, konkretnie chmury :-) Jest w obłokach coś magicznego i ulotnego, świetnie rozumiem ludzi, którzy poświęcają życie fotografowaniu chmur (i tu polecam fp Bogusia "Niebo nad Opolem") lub tylko ich kontemplacji (Cloud Appreciation Society). A w lataniu samolotem nie ma nic lepszego niż obserwowanie chmur, kiedy leci się nad nimi :-)
(fotki by Natalia, na trasie Dublin- Wrocław)
Co do "Witaminy N", to jest to praktyczny przewodnik dla rodziców/opiekunów pomagający rozwijać kontakt z przyrodą i zapobiegać deficytowi natury (zdiagnozowanemu przez Richard Louv'a we wcześniejszej książce "Ostatnie dziecko lasu"). Witamina N to pomysły, które można wykorzystać na dworze. Jeden z nich brzmi: "Stwórz listę fotek na fotograficzne podchody (...) Każdego dnia z tego samego miejsca róbcie zdjęcia nieba i stwórzcie kolaż."
Gapienie się w niebo może być dobrym punktem wyjścia do bardziej zaawansowanych obserwacji meteorologicznych.
Zacząć można od zrobienia identyfikatora chmur, czyli przyrządu ułatwiającego rozpoznawanie rodzajów obłoków.
Identyfikator można ściągnąć z netu (jest kilka wersji), ale można też zrobić samemu, przedłużając zabawę o fotografowanie chmur i ich rozpoznawanie. Podstawowe rodzaje znają pewnie wszyscy: kłębiaste, warstwowe i pierzaste. Ale czy wiecie, że istnieją także mammatusy, chmury falowe albo formacja występująca w Alpach i znana jako Wąż Maloja? O tym ostatnim dowiedziałam się z filmu Sils Anna w ramach niedawnej projekcji kina letniego w GSW :-)
Wąż Maloja wygląda tak:
Aby przejść na wyższy poziom chmurologii, można też skorzystać z aplikacji Cloud Spotter (jak już sprawię sobie smartfona, to na pewno zainstaluję).
A dla miłośników DIY - lampa-chmura (stąd):
(fotki by Natalia, na trasie Dublin- Wrocław)
Co do "Witaminy N", to jest to praktyczny przewodnik dla rodziców/opiekunów pomagający rozwijać kontakt z przyrodą i zapobiegać deficytowi natury (zdiagnozowanemu przez Richard Louv'a we wcześniejszej książce "Ostatnie dziecko lasu"). Witamina N to pomysły, które można wykorzystać na dworze. Jeden z nich brzmi: "Stwórz listę fotek na fotograficzne podchody (...) Każdego dnia z tego samego miejsca róbcie zdjęcia nieba i stwórzcie kolaż."
Gapienie się w niebo może być dobrym punktem wyjścia do bardziej zaawansowanych obserwacji meteorologicznych.
Zacząć można od zrobienia identyfikatora chmur, czyli przyrządu ułatwiającego rozpoznawanie rodzajów obłoków.
Identyfikator można ściągnąć z netu (jest kilka wersji), ale można też zrobić samemu, przedłużając zabawę o fotografowanie chmur i ich rozpoznawanie. Podstawowe rodzaje znają pewnie wszyscy: kłębiaste, warstwowe i pierzaste. Ale czy wiecie, że istnieją także mammatusy, chmury falowe albo formacja występująca w Alpach i znana jako Wąż Maloja? O tym ostatnim dowiedziałam się z filmu Sils Anna w ramach niedawnej projekcji kina letniego w GSW :-)
Wąż Maloja wygląda tak:
Aby przejść na wyższy poziom chmurologii, można też skorzystać z aplikacji Cloud Spotter (jak już sprawię sobie smartfona, to na pewno zainstaluję).
A dla miłośników DIY - lampa-chmura (stąd):
2 lip 2016
Cyfrowy detoks - przejdź na infodietę
Kilka dni temu na Planete+ można było obejrzeć francuski dokument Cyfrowy detoks. 90 dni bez internetu. Obejrzałam :-) Myśl przewodnia nie jest nowa i co jakiś czas pojawiają się nowe pojęcia związane z uzależnieniem od internetu.
FOMO - lęk przed tym, że coś nas omija, siecioholizm, nomofobia (No-Mobile-Phobia), cyberchondria (czyli Doktor Google) i kilka innych przypadlości - czy już u siebie rozpoznajecie którąś z nich?
Okazuje się, że już i w Polsce istnieje specjalna oferta wakacyjna, dla tych, którzy chcą się odciąć od elektronicznych bodźców. Czy wiecie, że przeciętnie właściciele smartfona sprawdzają telefon 150 razy dziennie? Gdyby tego nie robili tak często, odzyskali by nawet do kilku godzin dziennie...
Zwykły letni wyjazd też może być dobrą okazją, żeby choć przez kilka dni nie sprawdzać Facebooka czy ulubionych stron. Mi przyjdzie tym łatwiej, że wciąż nie dorobiłam się smartfona i nie czuję się cyfrowym tubylcą:-) Ponadto - jako dodatkowy motywator - w czytniku (ale to się nie liczy, nie ma wi-fi) mam załadowaną odpowiednią lekturę: E-migranci. Pół roku bez internetu, telefonu i telewizji.
Ponoć "dziennie wchłaniamy 34 gigabajty danych – to odpowiednik 100 tysięcy słów. To tak, jakby ktoś przez 12 godzin mówił do nas bez przerwy." (źródło) Może dlatego wszyscy narzekamy na przemęczenie? Czas przejść na infodietę (bo na całkowity detoks niewiele osób może sobie pozwolić). O analogowy rozsądek nawołują także psycholodzy :-)
ilustracja: John Holcroft
Dlaczego warto wylogować się do życia?
- twój mózg odpocznie
- odzyskasz właściwą perspektywę
- będziesz zdrowszy/a
- nie będziesz wyglądał/a tak:
Więcej zdjęć Erica Pickersgilla z projektu Removed znajdziecie tu: www.removed.social
Warto też zajrzeć tu: cyfrowydetox.wordpress.com
FOMO - lęk przed tym, że coś nas omija, siecioholizm, nomofobia (No-Mobile-Phobia), cyberchondria (czyli Doktor Google) i kilka innych przypadlości - czy już u siebie rozpoznajecie którąś z nich?
Okazuje się, że już i w Polsce istnieje specjalna oferta wakacyjna, dla tych, którzy chcą się odciąć od elektronicznych bodźców. Czy wiecie, że przeciętnie właściciele smartfona sprawdzają telefon 150 razy dziennie? Gdyby tego nie robili tak często, odzyskali by nawet do kilku godzin dziennie...
Zwykły letni wyjazd też może być dobrą okazją, żeby choć przez kilka dni nie sprawdzać Facebooka czy ulubionych stron. Mi przyjdzie tym łatwiej, że wciąż nie dorobiłam się smartfona i nie czuję się cyfrowym tubylcą:-) Ponadto - jako dodatkowy motywator - w czytniku (ale to się nie liczy, nie ma wi-fi) mam załadowaną odpowiednią lekturę: E-migranci. Pół roku bez internetu, telefonu i telewizji.
Ponoć "dziennie wchłaniamy 34 gigabajty danych – to odpowiednik 100 tysięcy słów. To tak, jakby ktoś przez 12 godzin mówił do nas bez przerwy." (źródło) Może dlatego wszyscy narzekamy na przemęczenie? Czas przejść na infodietę (bo na całkowity detoks niewiele osób może sobie pozwolić). O analogowy rozsądek nawołują także psycholodzy :-)
ilustracja: John Holcroft
Dlaczego warto wylogować się do życia?
- twój mózg odpocznie
- odzyskasz właściwą perspektywę
- będziesz zdrowszy/a
- nie będziesz wyglądał/a tak:
Więcej zdjęć Erica Pickersgilla z projektu Removed znajdziecie tu: www.removed.social
Warto też zajrzeć tu: cyfrowydetox.wordpress.com
Subskrybuj:
Posty (Atom)