Po długiej przerwie powracam na bloga i do tematu naturalnych barwników (Przez grzyby do kłębka), a to za sprawą kupionej niedawno w Magicznym Ogrodzie klitorii - sproszkowanych kwiatów rośliny, o nieprzypadkowej nazwie.
Clitoria ternatea przypomina kształtem kobiecą joni, a ponadto ma tę właściwość, że jest niebieskim barwnikiem. Może być więc używana zarówno jako napar, jak i do farbowania - żywności, ubrań, papieru.
Ma też walory zdrowotne - głównie antydepresyjne (ale tez na zaburzenia miesiączkowania i problemy skórne), przynajmniej tak pisze Różański, a ja mu wierzę :-)
By The Photographer - Praca własna, CC0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=23655703
W smaku jest ok, przypomina trochę japońską matcha, więc jeśli macie ochotę na coś nowego, to polecam.
Z innych ciekawostek zakupiłam także smoczą krew, czyli żywicę z czarciuka smoczego - zamierzam stosować jako kadzidło.
Zajrzałam też do fb grupy dotyczącej naturalnego barwienia, a tam takie rady dla początkujących farbierzy i farbierek: ' Najbardziej polecam liście brzozy, liście wrotyczu (i kwiaty, jak już będą). Kolorek najlepiej łapią włókna proteinowe
(pochodzenia zwierzęcego), do pierwszych prób polecam wełnę. I jako
generalna reguła - lepiej trzymać rośliny długo w niskiej temperaturze,
niż krótko w wysokiej (a gotowanie to w większości wypadków zbrodnia,
niszczy barwniki i włókna). Do tego możesz postarać się o ałun - służy
do tzw. zaprawiania (dzięki temu kolor jest trwalszy i bardziej
jaskrawy).'
Ta grupa to prawdziwa kopalnia informacji, można też nacieszyć oko naturalnie farbowanymi tkaninami i wełnami. Przy okazji odkryłam bloga Dzikie barwy, z którego dowiecie się m.in. tego, jaki kolor powstanie z pestek i łupin awokado :-)
A dla wszystkich zainteresowanych zgłębianiem tematu - w wakacje odbędzie się warsztat barwierski w Kaczym Bagnie: