Tak, wiem, już było o
greenwashingu w kosmetyce. Tak samo jak już pisałam, że kosmetyki to nie jest moja bajka. I to prawda. Nie maluję się, nie farbuję włosów (choć eksperymentowałam z kolorami swego czasu),
kremu używam sporadycznie, nie śledzę nowości, promocji i trendów w drogeriach. Ale to wszystko nie znaczy, że czasem nie staję przed dylematem - jakie
mydło, szampon czy pastę do zębów kupić.
Akurat dzisiaj wpadły mi w oko dwie informacje prasowe na temat kosmetycznych marek. Pierwsza reklamowała wegańskie mydła w płynie marki Original Source. Wegańskie, w dobrej cenie, dostępne w normalnych sklepach, a nie tylko w internecie. Jednym słowem super!
Ale, ale... Pamiętałam, że coś z tą marką jest nie tak. Poszperałam na swoim ulubionym forum i znalazłam
wątek poświęcony OS. A więc:
Może i te kosmetyki są wegańskie, czyli nie zawierają składników pochodzenia zwierzęcego ani nie były testowane na zwierzętach, lecz
ich skład niewiele ma wspólnego z kosmetykiem naturalnym, zawierają za to m.in. krytykowany składnik SLS (
Sodium Lauryl Sulfate).
No, i na domiar złego -
markę wypuściła na rynek firma Cussons, znana z testowania na zwierzętach :-/
Więc cóż z tego, że wegan, raczej się nie skuszę :->
Drugi przykład greenwashingu dostarczyła mi informacja o kosmetykach Clochee. Nie słyszałam wcześniej o nich i chyba nie wyróżniają się niczym szczególnym, oprócz... ekologicznych (lub raczej pseudoekologicznych) pudełek na kremy. Tak, cały artykuł niósł ze sobą przekaz - jesteśmy super, jesteśmy eko, bo pakujemy nasze kremy w plastikowe opakowania, które zawierają "dodatek d2w. Sprawia on że plastikowe słoiki po wyrzuceniu do
śmieci zaczną się utleniać już po kilku latach, a nie po 100, czy 200
jak „zwykły” plastik"."
No generalnie hmm, ok, nie wiem, co powiedzieć. Może i chcieli dobrze, ale w takim razie lepszym wyborem byłyby szklane słoiczki. Może i chcieli dobrze, ale co to ma wspólnego z ekologicznością kosmetyku?
Jeśli zestawimy ten przykład z wodą (
kranówka kontra butelkowana - pisałam o tym tu), to naprawdę woda butelkowana nie staje się 'eko' przez fakt, że plastikowa butelka może trafić do recyklingu (czy tam rzeczywiście trafia, to inna sprawa). Zakupy zapakowane w
biodegradowalną jednorazówkę też nie staną się przez to bardziej
eko, if you know what I mean...
Edit: spędziłam trochę czasu
na stronie kosmetyków Clochee i wygląda na to, że rzeczywiście skład mają ekologiczny (a przynajmniej pozbawiony tych najgorszych syfów, a użyte konserwanty mają certyfikat Ecocert). Jako plus poczytuję także, że (mimo francuskiej nazwy) jest to polska dwuosobowa firma, która się rozwija i myśli także o opakowaniach. Jednak - o ile ktoś z Clochee tutaj dotrze -
nie róbcie z tego głównego atutu. Bo gdybym poprzestała na przeczytaniu owego artykułu, to zraziłabym się do was raz na zawsze.