Oczywiście wszyscy bajkerzy wiedzą, że rowery po śmierci idą do nieba. Jednak czasem można im życie przedłużyć, nawet jak już nie da się na nich jeździć.
O rowerowych meblach już kiedyś była wzmianka, o rowerach-maszynach do wszystkiego też. Są jeszcze inne pomysły:
1. Rower łazienkowy (pomysł i wykonanie Benjamin Bullins)
2. Stolik (by Grishbabu Uppin)
3. Huśtawka (by Ben Wilson)
4. Ryby na rowerach - Fish on Bikes by Daren Greenhow
5. Bike street art (José Rodrigo Octavio - Ipanema, Rio de Janeiro)
30 wrz 2015
21 wrz 2015
Stare zabawki - cz.IV
Do dzisiejszego wpisu zmusiła mnie grafika "Dzieci vs konsumpcjonizm" zamieszczona na fp Kupuj Odpowiedzialnie:
No, a co zrobić z tą górą zabawek, którymi twoje dziecko już się nie bawi?
Wypożyczalnie zabawek jakoś się w Polsce nie przyjęły, więc pozostają wymianki, darowizny, no i śmietnik...
Można też pójść w stronę upcyklingu i próbować jakoś te rzeczy przerobić. Na przykład tak:
1. Auta na donice
2. Dinozaura na stojak na biżu (stąd):
3. Słonia na stojak na szczoteczki do zębów (stąd):
4. Drewniane klocki na wieszaczki (stąd):
5. Misia na pamiątkowy obrazek (stąd):
6. Kostki do gry na USB (instrukcja):
7. Dziurawą piłkę plażową na torbę na zabawki (stąd):
8. Planszę do Twistera na zasłonkę prysznicową (stąd):
9. I jeszcze raz Twister, tym razem w roli płaszcza przeciwdeszczowego (tutorial):
10. Najcudowniejsze na koniec :-)
(stąd)
No, a co zrobić z tą górą zabawek, którymi twoje dziecko już się nie bawi?
Wypożyczalnie zabawek jakoś się w Polsce nie przyjęły, więc pozostają wymianki, darowizny, no i śmietnik...
Można też pójść w stronę upcyklingu i próbować jakoś te rzeczy przerobić. Na przykład tak:
1. Auta na donice
2. Dinozaura na stojak na biżu (stąd):
3. Słonia na stojak na szczoteczki do zębów (stąd):
4. Drewniane klocki na wieszaczki (stąd):
5. Misia na pamiątkowy obrazek (stąd):
6. Kostki do gry na USB (instrukcja):
7. Dziurawą piłkę plażową na torbę na zabawki (stąd):
8. Planszę do Twistera na zasłonkę prysznicową (stąd):
9. I jeszcze raz Twister, tym razem w roli płaszcza przeciwdeszczowego (tutorial):
10. Najcudowniejsze na koniec :-)
(stąd)
14 wrz 2015
Ekopapier - greenwashing na przykładach cz.5
Czasem każdy potrzebuje coś wydrukować, a drukarki stały się wręcz sprzętem domowym. Ale co z papierem? Nietrudno zdobyć ekologiczny papier do drukarki w ryzach. Ekologiczny, bo z makulatury, lub przynajmniej z certyfikatem FSC (co oznacza, że firma papiernicza prowadzi politykę zrównoważonego rozwoju i za wycięte przez siebie drzewa, sadzi gdzieś nowe). I często jest tylko nieznacznie droższy, więc nie ma przebacz :-P
Inna sprawa, że papier biurowy z makulatury musi być importowany, ponieważ w Polsce się go nie produkuje... (opracowanie Analiza rynkowa dostępności papieru pochodzącego z recyklingu w Polsce, strona 9). Czyli dodatkowo emisja CO2 związanego z transportem takiego papieru, ot dylematy ekologa...
Gorzej, jeśli człowiek chce wydrukować plakaty, ulotki, wizytówki, foldery i inne okolicznościowe publikacje. Znaleźć drukarnię, która ma w ofercie druk na papierze z recyklingu nie jest tak łatwo. W dodatku taki papier bywa nawet 2x droższy od "normalnego", który jak się okazuje - wcale nie jest normalny. Tzn. bardzo niewiele jest w nim celulozy z drzew, za to więcej dodatków - kleju, kredy, wypełniaczy...
Jakiś czas temu potrzebowałam wydrukować broszurę w ilości 1000 sztuk. Ile się naszukałam firmy, gdzie zrobią to na papierze z recyklingu, to moje. Teraz, po kilku latach, odpuściłabym druk, pozostając jedynie przy wersji elektronicznej...BTW - gdyby ktoś potrzebował wersji papierowej Ekobobasa, to jeszcze gdzieś mam, mogę wysłać (najlepiej hurtem) :-)
*** Przerwa na dygresję odnośnie papieru bezdrzewnego - kolejnej formy greenwashingu (nazwa wprowadza w błąd).
Swego czasu wydawnictwo BioBooks wydawało książki na papierze bezdrzewnym. Nazwa sugeruje ekologiczność i że do produkcji takiego papieru nie trzeba wycinać drzew. Niestety, "pojęcie papier bezdrzewny jest niezbyt fortunnym zwyczajowym określeniem papieru wytwarzanego wyłącznie z masy celulozowej, otrzymywanej w procesie roztwarzania drewna z użyciem chemikaliów. Na pewno nie jest to papier wytwarzany z makulatury. - przyznaje Zbigniew Firnalski – Dyrektor Biura Stowarzyszenia Papierników Polskich (Zielone Brygady). Poza tym że papier bezdrzewny w istocie jest drzewny, to jeszcze jego produkcja wymaga dużo więcej wody i energii (oraz drzew) niż produkcja zwykłego papieru. A zatem - bzdura.
Ze strony wydawnictwa BioBooks nie doczekałam się odpowiedzi, dlaczego zdecydowali się na taki właśnie papier. Zakładam, że nie było to wynikiem złej woli, a raczej niewiedzy. W każdym razie Was przed papierem bezdrzewnym przestrzegam [a teraz każcie ostatnie trzy słowa wypowiedzieć cudzoziemcowi, który uczy się polskiego :-)]. Koniec dygresji.
Pora na greenwashing w czystej postaci: strona www.internationalpaper.com, a na niej takie kwiatki:
"Dzięki produkcji papieru rośnie więcej drzew.(...) Zapotrzebowanie na papier przyczynia się więc do rozwoju lasów. Na tym właśnie polega urok surowca odnawialnego."
Tak się jednak składa, że priorytetowe działanie z zasady 3R, to reduce, czyli ograniczaj. Dopiero na kolejnych miejscach mamy reuse (używaj ponownie) i na końcu recykling (przetwarzaj). Natomiast wspomniana strona zachęca do korzystania z papieru do woli, dzięki czemu poprawimy swoją wydajność i kreatywność. "Ograniczenie zużycia papieru to złudna oszczędność." - hmm.
Cała publikacja sprytnie operuje faktami, akcentując że w Europie sadzi się więcej drzew niż się wycina, a pomijając całkowicie informacje dotyczące chemicznych zanieczyszczeń pochodzących z zakładów papierniczych, czy zużycia wody podczas produkcji. Bagatelizuje się emisję CO2 spowodowaną produkcją papieru, powołując się na fakt, że wszystko ma swój slad węglowy, nawet kotlet i nie dajmy się wcisnąć w matrix poczucia winy z tego powodu.
Aby czytelnik nie popadł w karboreksję i nie zaczął przypadkiem myśleć o redukcji zużycia papieru może usprawiedliwić się cytatem: "Sektory leśny, papierniczy i opakowaniowy to jedne z najbardziej ekologicznych gałęzi przemysłu, jakie istnieją."
Ech, gałęzie opadają, a producenci papieru zacierają ręce...
(Marnując papier, zabijasz nie tylko drzewa.)
A tymczasem zużycie papieru w Europie wciąż rośnie. Osiemdziesiąt milionów ton rocznie... Osiemdziesiąt. Milionów. Ton. Aż trudno sobie wyobrazić taką ilość.
I choć wskaźnik recyklingu jest dosyć wysoki (71% w 2012 roku), to wiele ton papieru (jakieś 30% ogólnej produkcji) w ogóle nie nadaje się na makulaturę. Jest to tzw. papier tissue/higieniczny, czyli chusteczki higieniczne, papierowe ręczniki i nasz dobry przyjaciel - papier toaletowy...
Ale to już temat na oddzielny post :-)
Moje inne posty na temat greenwashingu: tutaj
Inna sprawa, że papier biurowy z makulatury musi być importowany, ponieważ w Polsce się go nie produkuje... (opracowanie Analiza rynkowa dostępności papieru pochodzącego z recyklingu w Polsce, strona 9). Czyli dodatkowo emisja CO2 związanego z transportem takiego papieru, ot dylematy ekologa...
Gorzej, jeśli człowiek chce wydrukować plakaty, ulotki, wizytówki, foldery i inne okolicznościowe publikacje. Znaleźć drukarnię, która ma w ofercie druk na papierze z recyklingu nie jest tak łatwo. W dodatku taki papier bywa nawet 2x droższy od "normalnego", który jak się okazuje - wcale nie jest normalny. Tzn. bardzo niewiele jest w nim celulozy z drzew, za to więcej dodatków - kleju, kredy, wypełniaczy...
Jakiś czas temu potrzebowałam wydrukować broszurę w ilości 1000 sztuk. Ile się naszukałam firmy, gdzie zrobią to na papierze z recyklingu, to moje. Teraz, po kilku latach, odpuściłabym druk, pozostając jedynie przy wersji elektronicznej...BTW - gdyby ktoś potrzebował wersji papierowej Ekobobasa, to jeszcze gdzieś mam, mogę wysłać (najlepiej hurtem) :-)
*** Przerwa na dygresję odnośnie papieru bezdrzewnego - kolejnej formy greenwashingu (nazwa wprowadza w błąd).
Swego czasu wydawnictwo BioBooks wydawało książki na papierze bezdrzewnym. Nazwa sugeruje ekologiczność i że do produkcji takiego papieru nie trzeba wycinać drzew. Niestety, "pojęcie papier bezdrzewny jest niezbyt fortunnym zwyczajowym określeniem papieru wytwarzanego wyłącznie z masy celulozowej, otrzymywanej w procesie roztwarzania drewna z użyciem chemikaliów. Na pewno nie jest to papier wytwarzany z makulatury. - przyznaje Zbigniew Firnalski – Dyrektor Biura Stowarzyszenia Papierników Polskich (Zielone Brygady). Poza tym że papier bezdrzewny w istocie jest drzewny, to jeszcze jego produkcja wymaga dużo więcej wody i energii (oraz drzew) niż produkcja zwykłego papieru. A zatem - bzdura.
Ze strony wydawnictwa BioBooks nie doczekałam się odpowiedzi, dlaczego zdecydowali się na taki właśnie papier. Zakładam, że nie było to wynikiem złej woli, a raczej niewiedzy. W każdym razie Was przed papierem bezdrzewnym przestrzegam [a teraz każcie ostatnie trzy słowa wypowiedzieć cudzoziemcowi, który uczy się polskiego :-)]. Koniec dygresji.
Pora na greenwashing w czystej postaci: strona www.internationalpaper.com, a na niej takie kwiatki:
"Dzięki produkcji papieru rośnie więcej drzew.(...) Zapotrzebowanie na papier przyczynia się więc do rozwoju lasów. Na tym właśnie polega urok surowca odnawialnego."
Tak się jednak składa, że priorytetowe działanie z zasady 3R, to reduce, czyli ograniczaj. Dopiero na kolejnych miejscach mamy reuse (używaj ponownie) i na końcu recykling (przetwarzaj). Natomiast wspomniana strona zachęca do korzystania z papieru do woli, dzięki czemu poprawimy swoją wydajność i kreatywność. "Ograniczenie zużycia papieru to złudna oszczędność." - hmm.
Cała publikacja sprytnie operuje faktami, akcentując że w Europie sadzi się więcej drzew niż się wycina, a pomijając całkowicie informacje dotyczące chemicznych zanieczyszczeń pochodzących z zakładów papierniczych, czy zużycia wody podczas produkcji. Bagatelizuje się emisję CO2 spowodowaną produkcją papieru, powołując się na fakt, że wszystko ma swój slad węglowy, nawet kotlet i nie dajmy się wcisnąć w matrix poczucia winy z tego powodu.
Aby czytelnik nie popadł w karboreksję i nie zaczął przypadkiem myśleć o redukcji zużycia papieru może usprawiedliwić się cytatem: "Sektory leśny, papierniczy i opakowaniowy to jedne z najbardziej ekologicznych gałęzi przemysłu, jakie istnieją."
Ech, gałęzie opadają, a producenci papieru zacierają ręce...
(Marnując papier, zabijasz nie tylko drzewa.)
A tymczasem zużycie papieru w Europie wciąż rośnie. Osiemdziesiąt milionów ton rocznie... Osiemdziesiąt. Milionów. Ton. Aż trudno sobie wyobrazić taką ilość.
I choć wskaźnik recyklingu jest dosyć wysoki (71% w 2012 roku), to wiele ton papieru (jakieś 30% ogólnej produkcji) w ogóle nie nadaje się na makulaturę. Jest to tzw. papier tissue/higieniczny, czyli chusteczki higieniczne, papierowe ręczniki i nasz dobry przyjaciel - papier toaletowy...
Ale to już temat na oddzielny post :-)
Moje inne posty na temat greenwashingu: tutaj
9 wrz 2015
Zero Waste Week
Trwa od poniedziałku :-)
W tym roku hasłem przewodnim jest Reuse!, czyli ponowne użycie. Pamiętam jeszcze świat, w którym prawie nie było rzeczy jednorazowych. Kanapki pakowało się w papier, a zamiast worków na śmieci wystarczał kubełek wyłożony gazetą.
Butelki były zwrotne, dzięki którym można było zasilić skromny dziecięcy budżet. Nie było plastikowych kubeczków i automatów z napojami, zamiast tego były saturatory i szklanki. Pamiętam nawet płócienne chusteczki do nosa :-) Wszystko się mogło przydać, wszystko było używane wielokrotnie, aż do zdarcia. Cerowało się skarpetki. Herbatę parzyło z esencji. A Adam Słodowy był propagatorem polskiego DIY i upcyklingu :-)
Aż tu nagle hop, nadeszła era jednorazowości, śmieciowe czasy. Pampersy zastąpiły tetrówki, butelki plastikowe zastąpiły szklane, papierowe ręczniki zastąpiły ścierki, wszystko zaczęto pakować w folię, taśma klejąca wygrała z klejem i sznurkiem, itd., itp.
Trudno jest obecnie żyć wytwarzając rocznie słoik śmieci, jak Lauren Singer albo pewna rodzina, o której jakiś czas temu było głośno w internetach. Ale da się.
Bea Johnson z owej rodziny prowadzi bloga Zero Waste Home, wydała też książkę pod tym samym tytułem, dzięki czemu Johnsonowie stali się bezodpadowymi celebrytami :-)
Jak się żyje zerowaste'owcom? "Zerowaste tak naprawdę dzieje się poza domem. To kwestia decyzji, które podejmujemy poza nim. Sama robię zakupy, a jedyne, o co ich proszę, to żeby odmawiali wszelkich przedmiotów, których nie potrzebują, i nie kupowali żadnych batonów. Nauczyliśmy ich tego, kiedy byli jeszcze dość mali, i teraz jest to dla nich zupełnie naturalne. Zrozumieli, że każdy dziadowski robocik, który rozwali się w ciągu pięciu minut, sprawi, że na świecie będzie po prostu więcej plastiku. Zamiast obdarowywać się przedmiotami, obdarowujemy się doświadczeniami. I to sprawia, że jesteśmy naprawdę szczęśliwi."
Moja wiara w zero-odpadowość jest jednak mała, a wynika z tego, że nawet po 8 latach robienia zakupów w tym samym osiedlowym warzywniaku, sprzedawca wciąż odruchowo pakuje mi rzeczy w foliówkę, mimo że za każdym razem mówię "bez siateczki proszę". No chyba, że kupuję ogórki kiszone albo kiszoną kapustę, wtedy foliówkę biorę, bo jakoś nigdy nie mam przy sobie słoika. Ale i tak pan Warzywniak już mógłby się nauczyć, że nie wszyscy wariują ze szczęścia na widok siateczki...
O tym, że zakupy bezśmieciowe to nie łaskotki, wie także autorka bloga Odśmiecownia (pozdrawiam!), która w polskich warunkach próbuje żyć "zero waste". Podobne tematy poruszane są na Projekt Zero Śmieci - Zero Waste.
Na zdjęciu Gregga Segala: rodzina w otoczeniu swoich tygodniowych śmieci - projekt 7 Days of Garbage
A wy - wyobrażacie sobie życie zero waste?
W tym roku hasłem przewodnim jest Reuse!, czyli ponowne użycie. Pamiętam jeszcze świat, w którym prawie nie było rzeczy jednorazowych. Kanapki pakowało się w papier, a zamiast worków na śmieci wystarczał kubełek wyłożony gazetą.
Butelki były zwrotne, dzięki którym można było zasilić skromny dziecięcy budżet. Nie było plastikowych kubeczków i automatów z napojami, zamiast tego były saturatory i szklanki. Pamiętam nawet płócienne chusteczki do nosa :-) Wszystko się mogło przydać, wszystko było używane wielokrotnie, aż do zdarcia. Cerowało się skarpetki. Herbatę parzyło z esencji. A Adam Słodowy był propagatorem polskiego DIY i upcyklingu :-)
Aż tu nagle hop, nadeszła era jednorazowości, śmieciowe czasy. Pampersy zastąpiły tetrówki, butelki plastikowe zastąpiły szklane, papierowe ręczniki zastąpiły ścierki, wszystko zaczęto pakować w folię, taśma klejąca wygrała z klejem i sznurkiem, itd., itp.
Trudno jest obecnie żyć wytwarzając rocznie słoik śmieci, jak Lauren Singer albo pewna rodzina, o której jakiś czas temu było głośno w internetach. Ale da się.
Bea Johnson z owej rodziny prowadzi bloga Zero Waste Home, wydała też książkę pod tym samym tytułem, dzięki czemu Johnsonowie stali się bezodpadowymi celebrytami :-)
Jak się żyje zerowaste'owcom? "Zerowaste tak naprawdę dzieje się poza domem. To kwestia decyzji, które podejmujemy poza nim. Sama robię zakupy, a jedyne, o co ich proszę, to żeby odmawiali wszelkich przedmiotów, których nie potrzebują, i nie kupowali żadnych batonów. Nauczyliśmy ich tego, kiedy byli jeszcze dość mali, i teraz jest to dla nich zupełnie naturalne. Zrozumieli, że każdy dziadowski robocik, który rozwali się w ciągu pięciu minut, sprawi, że na świecie będzie po prostu więcej plastiku. Zamiast obdarowywać się przedmiotami, obdarowujemy się doświadczeniami. I to sprawia, że jesteśmy naprawdę szczęśliwi."
Moja wiara w zero-odpadowość jest jednak mała, a wynika z tego, że nawet po 8 latach robienia zakupów w tym samym osiedlowym warzywniaku, sprzedawca wciąż odruchowo pakuje mi rzeczy w foliówkę, mimo że za każdym razem mówię "bez siateczki proszę". No chyba, że kupuję ogórki kiszone albo kiszoną kapustę, wtedy foliówkę biorę, bo jakoś nigdy nie mam przy sobie słoika. Ale i tak pan Warzywniak już mógłby się nauczyć, że nie wszyscy wariują ze szczęścia na widok siateczki...
O tym, że zakupy bezśmieciowe to nie łaskotki, wie także autorka bloga Odśmiecownia (pozdrawiam!), która w polskich warunkach próbuje żyć "zero waste". Podobne tematy poruszane są na Projekt Zero Śmieci - Zero Waste.
Na zdjęciu Gregga Segala: rodzina w otoczeniu swoich tygodniowych śmieci - projekt 7 Days of Garbage
A wy - wyobrażacie sobie życie zero waste?
7 wrz 2015
Planeta plastiku
Widzieliście film "Planeta plastiku"? Bo ja jestem świeżo po i właśnie podejrzliwie spoglądam na plastik w najbliższym otoczeniu. Na butelkę PET, do której mama nalała mi kompotu. Na doniczki, w której rosną żyworódki. Na zabawki Córki, dużo zabawek. Na pudełka po lodach, na kółko do pływania, na matę do jogi, na miski, wiadra i kubki w łazience. Na folię spożywczą, lunchboxa i bidon. Na te wszystkie opakowania kosmetyków i żywności, na woreczki, zapalniczki...
Ponoć w morzu jest więcej cząsteczek plastiku niż planktonu. "W latach 60. ubiegłego wieku kawałki plastiku w żołądku miało 5% ptaków. Dziś jest to już 90%, a jeśli nic się nie zmieni, to liczba zatrutych ptaków będzie rosła...do 2050 roku niemal każdy morski ptak będzie podtruty plastikiem" (stąd).
(zdjęcie: Hendrik Kerstens)
Plastik jest niebezpieczny, bo jest popularny. Wywiera subtelny wpływ na poziomie całego pokolenia. Tworzywa sztuczne otaczają nas od wczesnego dzieciństwa do późnej starości. I będą trwać jeszcze długo po naszej śmierci. Oprócz polimerów zawierają jeszcze masę innych substancji, bywa że niebezpiecznych - metale ciężkie, formaldehyd, bisfenol A, czy ftalany. Jedna pielucha z polichlorku winylu (PCW, PVC) będzie się rozkładała przez 200lat uwalniając w tym czasie szkodliwe związki do środowiska.
Producenci tworzyw sztucznych zdają sobie sprawę z ryzyka na zdrowie pracowników i konsumentów, ale zysk jest ważniejszy.
Plastik jest niebezpieczny, bo jest tani. Gdyby opakowania z tworzyw sztucznych były droższe, ludzie używaliby ich ponownie, bardziej by je oszczędzali i skuteczniej poddawali recyklingowi. A tymczasem wielu osobom łatwiej jest wyrzucić butelkę PET czy torebkę foliową do śmieci, bo kosztują grosze i nikt nie płaci za ich skup.
Plastik jest niebezpieczny, bo w większości zawiera bisfenol-A, podejrzany składnik, który może zaburzać (u zwierząt zaburza) gospodarkę hormonalną organizmu. W filmie poświęcony jest mu spory fragment, podobnie jak w dokumencie "Trucizna nasza powszednia". Bisfenol uwalnia się z plastiku po dodaniu wody i podgrzaniu, a także przy minimalnych zadrapaniach powierzchni plastikowej butelki. "Jemy to, pijemy, wchłaniamy przez skorę", a nie wiemy nawet jaka jest minimalna ilość substancji zmieniająca nasze komórki.
Plastik jest niebezpieczny, bo nie jest na tyle toksyczny, żeby w widoczny sposób zagrozić naszemu życiu, natomiast związki znajdujące się w tworzywach sztucznych szkodzą nam długofalowo powodując astmę, alergie, otyłość, problemy z płodnością.
Więcej o szkodliwości BPA i przeprowadzonych na ten temat badaniach przeczytacie tutaj.
Nawet tworzywa biodegradowalne które wydają się być nadzieją, również mogą zawierać szkodliwe substancje.
Co więc możesz zrobić?
- używać mniej plastiku. Za kążdym razem, kiedy zobaczysz w sklepie kolorowe sztuczne coś, które mówi "kup mnie", pomyśl czy nie ma dla tego alternatywy (szklanej, drewnianej, ceramicznej, papierowej). Zazwyczaj jest.
- wyeliminować opakowania sztuczne mające kontakt z żywnością - nie kupować napojów w PETach, puszkach i tetrapakach. Puszki i kartony powlekane są w środku jakimś paskudztwem z bisfenolem-A. Po co się truć...
- najbardziej zmotywowani mogą zdecydować się na plastikowy detoks. Dajcie znać, jak wam posżło :-)
Ponoć w morzu jest więcej cząsteczek plastiku niż planktonu. "W latach 60. ubiegłego wieku kawałki plastiku w żołądku miało 5% ptaków. Dziś jest to już 90%, a jeśli nic się nie zmieni, to liczba zatrutych ptaków będzie rosła...do 2050 roku niemal każdy morski ptak będzie podtruty plastikiem" (stąd).
(zdjęcie: Hendrik Kerstens)
Plastik jest niebezpieczny, bo jest popularny. Wywiera subtelny wpływ na poziomie całego pokolenia. Tworzywa sztuczne otaczają nas od wczesnego dzieciństwa do późnej starości. I będą trwać jeszcze długo po naszej śmierci. Oprócz polimerów zawierają jeszcze masę innych substancji, bywa że niebezpiecznych - metale ciężkie, formaldehyd, bisfenol A, czy ftalany. Jedna pielucha z polichlorku winylu (PCW, PVC) będzie się rozkładała przez 200lat uwalniając w tym czasie szkodliwe związki do środowiska.
Producenci tworzyw sztucznych zdają sobie sprawę z ryzyka na zdrowie pracowników i konsumentów, ale zysk jest ważniejszy.
Plastik jest niebezpieczny, bo jest tani. Gdyby opakowania z tworzyw sztucznych były droższe, ludzie używaliby ich ponownie, bardziej by je oszczędzali i skuteczniej poddawali recyklingowi. A tymczasem wielu osobom łatwiej jest wyrzucić butelkę PET czy torebkę foliową do śmieci, bo kosztują grosze i nikt nie płaci za ich skup.
Plastik jest niebezpieczny, bo w większości zawiera bisfenol-A, podejrzany składnik, który może zaburzać (u zwierząt zaburza) gospodarkę hormonalną organizmu. W filmie poświęcony jest mu spory fragment, podobnie jak w dokumencie "Trucizna nasza powszednia". Bisfenol uwalnia się z plastiku po dodaniu wody i podgrzaniu, a także przy minimalnych zadrapaniach powierzchni plastikowej butelki. "Jemy to, pijemy, wchłaniamy przez skorę", a nie wiemy nawet jaka jest minimalna ilość substancji zmieniająca nasze komórki.
Plastik jest niebezpieczny, bo nie jest na tyle toksyczny, żeby w widoczny sposób zagrozić naszemu życiu, natomiast związki znajdujące się w tworzywach sztucznych szkodzą nam długofalowo powodując astmę, alergie, otyłość, problemy z płodnością.
Więcej o szkodliwości BPA i przeprowadzonych na ten temat badaniach przeczytacie tutaj.
Nawet tworzywa biodegradowalne które wydają się być nadzieją, również mogą zawierać szkodliwe substancje.
Co więc możesz zrobić?
- używać mniej plastiku. Za kążdym razem, kiedy zobaczysz w sklepie kolorowe sztuczne coś, które mówi "kup mnie", pomyśl czy nie ma dla tego alternatywy (szklanej, drewnianej, ceramicznej, papierowej). Zazwyczaj jest.
- wyeliminować opakowania sztuczne mające kontakt z żywnością - nie kupować napojów w PETach, puszkach i tetrapakach. Puszki i kartony powlekane są w środku jakimś paskudztwem z bisfenolem-A. Po co się truć...
- najbardziej zmotywowani mogą zdecydować się na plastikowy detoks. Dajcie znać, jak wam posżło :-)
4 wrz 2015
Sympatyczny syf bałtycki
Ostatni tydzień wakacji spędziłam z rodziną nad morzem. Zacznę jednak od 5 powodów, dla których nie warto jechać na polskie wybrzeże w sezonie:
1. Przemieszczanie się przez cały kraj jest nieekologiczne. No chyba że na rowerze. Albo pociągiem. Tak czy siak - trwa za długo i jest męczące.
2. Przepełnione turystami miejscowości to królestwo kiczu i tandety prosto z Chin. No chyba, że lubicie maskotki z wielkimi oczami, automaty do gry i stoiska z pamiątkami.
3. Fatalne żarcie - vegan challenge. Order z pieczonego brokuła dla weganina, który będąc nad morzem, znajdzie w okolicznych lokalach coś innego niż frytki lub ziemniaki z zestawem surówek. I tak przez tydzień.
4. W Bałtyku się nie pokąpiesz. Albo woda za zimna albo za brudna.
5. No i śmieci. Może nie tak jak w Indiach, ale ..."W szczycie sezonu przy słonecznej pogodzie z jednego tylko zejścia na plażę służby usuwają około 4 metrów sześciennych śmieci dziennie." (Turyści nad Bałtykiem nie segregują śmieci). Tu pet, tam foliówka albo opakowanie po czipsach. Nie brakuje też dryfujących po falach plastikowych butelek...
Chociaż organizatorzy akcji BareFoot - Czysta plaża donoszą, że w tym roku zebrano rekordowo niską liczbę śmieci, to wystarczy przejść się po plaży, żeby stwierdzić, że nadal jest ich sporo.
Dla równowagi podaję także 5 powodów dla których warto jednak nad morze się wybrać. Najlepiej poza sezonem :-)
1. Kontakt z przyrodą - morze to siła. Niektórzy traktują ją nawet jako odnawialne źródło energii, ale wg tego źródła wykorzystanie energii pływów w Polsce nie jest możliwe.
Przyroda nadmorska to także parki krajobrazowe, wydmy, lasy sosnowe, klify, rezerwaty i siedliska ptaków.
2. Polskie plaże mają swój urok. Pływać bym się nie odważyła, ale spacery brzegiem morza, zbieranie kamieni i muszelek - lubię.
3. Morski klimat. Jod, wiatr, chłodek - przyjemna odmiana po upalnym lecie. Poza tym pobyty nad morzem wskazane są przy chorobach układu oddechowego i niedoczynności tarczycy.
4. Atrakcje, których nie ma w innych częściach Polski - szlak latarni morskich, fokarium, odkrycia archeologiczne i historyczne osady, a także odwrócone domy...
5. Miłośnicy tzw. aktywnego wypoczynku (do których się nie zaliczam) mogą skorzystać z sieci tras rowerowych, nordic walkingu i kitesurfingu (Hel).
Można też wypoczywać tak:
foto - Chris Steele-Perkins, Blackpool, From the series ‘England, My England’. 1982. © Magnum Photos (via: Łukasz Najder)
Na zakończenie (wakacji) nostalgiczna nuta...
1. Przemieszczanie się przez cały kraj jest nieekologiczne. No chyba że na rowerze. Albo pociągiem. Tak czy siak - trwa za długo i jest męczące.
2. Przepełnione turystami miejscowości to królestwo kiczu i tandety prosto z Chin. No chyba, że lubicie maskotki z wielkimi oczami, automaty do gry i stoiska z pamiątkami.
3. Fatalne żarcie - vegan challenge. Order z pieczonego brokuła dla weganina, który będąc nad morzem, znajdzie w okolicznych lokalach coś innego niż frytki lub ziemniaki z zestawem surówek. I tak przez tydzień.
4. W Bałtyku się nie pokąpiesz. Albo woda za zimna albo za brudna.
5. No i śmieci. Może nie tak jak w Indiach, ale ..."W szczycie sezonu przy słonecznej pogodzie z jednego tylko zejścia na plażę służby usuwają około 4 metrów sześciennych śmieci dziennie." (Turyści nad Bałtykiem nie segregują śmieci). Tu pet, tam foliówka albo opakowanie po czipsach. Nie brakuje też dryfujących po falach plastikowych butelek...
Chociaż organizatorzy akcji BareFoot - Czysta plaża donoszą, że w tym roku zebrano rekordowo niską liczbę śmieci, to wystarczy przejść się po plaży, żeby stwierdzić, że nadal jest ich sporo.
Dla równowagi podaję także 5 powodów dla których warto jednak nad morze się wybrać. Najlepiej poza sezonem :-)
1. Kontakt z przyrodą - morze to siła. Niektórzy traktują ją nawet jako odnawialne źródło energii, ale wg tego źródła wykorzystanie energii pływów w Polsce nie jest możliwe.
Przyroda nadmorska to także parki krajobrazowe, wydmy, lasy sosnowe, klify, rezerwaty i siedliska ptaków.
2. Polskie plaże mają swój urok. Pływać bym się nie odważyła, ale spacery brzegiem morza, zbieranie kamieni i muszelek - lubię.
3. Morski klimat. Jod, wiatr, chłodek - przyjemna odmiana po upalnym lecie. Poza tym pobyty nad morzem wskazane są przy chorobach układu oddechowego i niedoczynności tarczycy.
4. Atrakcje, których nie ma w innych częściach Polski - szlak latarni morskich, fokarium, odkrycia archeologiczne i historyczne osady, a także odwrócone domy...
5. Miłośnicy tzw. aktywnego wypoczynku (do których się nie zaliczam) mogą skorzystać z sieci tras rowerowych, nordic walkingu i kitesurfingu (Hel).
Można też wypoczywać tak:
foto - Chris Steele-Perkins, Blackpool, From the series ‘England, My England’. 1982. © Magnum Photos (via: Łukasz Najder)
Na zakończenie (wakacji) nostalgiczna nuta...
Subskrybuj:
Posty (Atom)