Wirus grypy sponiewierał Ekomanią. Daaawno już się tak źle nie czułam, ale miejmy nadzieję, że najgorsze już minęło. Oczywiście nie ma tego złego, bo w końcu jest okazja, żeby otworzyć wszystkie słoiki z zachomikowanymi od lata miksturami zielarskimi. Syrop z mniszka na kaszel, sól z pędami sosny (do inhalacji) i syrop z tychże na kaszel i katar. Niech zadziałają.
Czas na chorobowym jest specyficzny - ciągnie się i zapętla, i nic konkretnego nie da się zrobić... Czytanie męczy oczy, leżenie potęguje kaszel, w nocy nie można zasnąć, w dzień wręcz przeciwnie. Próbowałam słuchać audiobooków, ale mój kaszel zagłuszał lektora. W końcu postanowiłam nadrobić zaległości filmowe, jednak z uwagi na chorobę, musiałam zrobić selekcję. Nie przeżyłabym żadnych dołujących i drastycznych filmów (wystarczy, że grypa taka właśnie jest), dramatow psychologicznych, thrillerów, wojennych, historycznych, zbyt intelektualnych itd.
Padło więc na Recycling Lily (tylko ze względu na słowo Recycling i kolor różowy) oraz na Captain Fantastic (polecany gorąco przez różnych znajomych w internetach).
Recycling Lily - urocza, bezpretensjonalna komedia, bardzo w stylu "Amelii". O pewnym pracowniku służb recyklingowych i jednej syllogomaniaczce, ktorych - rzecz to niesłychana - połączyło uczucie :-) Niech was nie zwiedzie niska ocena na filmwebie i brak recenzji, moim zdaniem warto obejrzeć.
Drugi film, czyli Captain Fantastic, to już trochę cięższy kaliber, choć mnóstwo w nim doskonałych scen komediowych. Nie jest to jednak komedia, tylko naprawdę dobrze zrobiony film o odwiecznym dylemacie, czy nie lepiej by było "rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady" (w tym przypadku w inną amerykańską głuszę), zostawiając za sobą cywilizację i kapitalistyczny system, którym się gardzi. Ten film obowiązkowo powinni zaliczyć wszyscy rodzice, którym się marzą leśne przedszkola, edukacja domowa, czy szkoły demokratyczne dla swoich dzieci. Aaa, no i pokochacie bohaterów :-)
Oba filmy można obejrzeć on line w polskich wersjach językowych. Jeśli znacie jakies inne filmu na grypę - dajcie znać.
31 sty 2017
21 sty 2017
Spieszcie się czytać Anaruka, klimat się zmienia...
Czytamy z Córką "Anaruka - chłopca z Grenlandii", nie do wiary, że to wciąż lektura szkolna [nie polecam broszurowego wydania - fatalna edycja, pełno literówek]. Archaiczna w równym stopniu co "Puc, Bursztyn i goście" :-)
Minęło ledwie kilkadziesiąt lat, a niewiarygodnie ciężkie życie Inuitów (zwanych w książce politycznie niepoprawnie Eskimosami) zmieniło się nie do poznania. Na lepsze i na gorsze jednocześnie. Inuici, którzy żyli z łowiectwa [trudno nam się czytało o zabijaniu fok, niedźwiedzi i innych wielorybów], zostali w latach 70-tych przesiedleni do blokowisk i teraz ich głównym zajęciem i bolączką, jest picie alkoholu oraz depresja (wysoki wskaźnik samobójstw). Nie muszą już polować dla mięsa i tłuszczu, nie chodzą odziani w skóry zwierząt, nie walczą o przetrwanie w swoich igloo. BTW - wiedzieliście, że Grenlandia była kiedyś częścią Unii Europejskiej (jako autonomiczne terytorium zależne Danii), ale z niej wystąpiła w 1985?? Bo ja nie :-) Więcej o życiu współczesnych mieszkańców Grenlandii przeczytacie tu: www.hornsund.igf.edu.pl (strona Sylwii i Tomasza Moczadłowskich to prawdziwa kopalnia wiedzy).
A że na Grenlandii rosną truskawki, wiedzieliście? To sprawka wydłużonego okresu wegetacyjnego na skutek globalnego ocieplenia. I chyba jedyny z pozytywnych skutków tegoż, bo poza tym porażka - topniejący lód, zanieczyszczone wody (= zatrute mięso), zmiany klimatu (więcej o tym tu) to na Arktyce prawdziwy problem. O tym wszystkim nie pisał Centkiewicz...Więc jeśli spojrzeć na to z innej strony, to "Anaruk" jest dowodem na to, że klimat rzeczywiście się zmienił - w ciągu ostatnich lat średnia temperatura na Grenlandii wzrosła o ponad 30 stopni! To oznacza, że w lecie zdarzają się temperatury +20 stopni, toż to prawie jak u nas.
Niestety nie wiem, co można zrobić jeszcze w tej sprawie oprócz ubolewania na blogu i codziennego ekożycia. Nie tracić nadziei, że politycy sie ogarną? Podpisywać kolejne petycje, brać udział w kolejnych protestach? Uczyć, uświadamiać, pokazywać? Zróbmy to.
Minęło ledwie kilkadziesiąt lat, a niewiarygodnie ciężkie życie Inuitów (zwanych w książce politycznie niepoprawnie Eskimosami) zmieniło się nie do poznania. Na lepsze i na gorsze jednocześnie. Inuici, którzy żyli z łowiectwa [trudno nam się czytało o zabijaniu fok, niedźwiedzi i innych wielorybów], zostali w latach 70-tych przesiedleni do blokowisk i teraz ich głównym zajęciem i bolączką, jest picie alkoholu oraz depresja (wysoki wskaźnik samobójstw). Nie muszą już polować dla mięsa i tłuszczu, nie chodzą odziani w skóry zwierząt, nie walczą o przetrwanie w swoich igloo. BTW - wiedzieliście, że Grenlandia była kiedyś częścią Unii Europejskiej (jako autonomiczne terytorium zależne Danii), ale z niej wystąpiła w 1985?? Bo ja nie :-) Więcej o życiu współczesnych mieszkańców Grenlandii przeczytacie tu: www.hornsund.igf.edu.pl (strona Sylwii i Tomasza Moczadłowskich to prawdziwa kopalnia wiedzy).
A że na Grenlandii rosną truskawki, wiedzieliście? To sprawka wydłużonego okresu wegetacyjnego na skutek globalnego ocieplenia. I chyba jedyny z pozytywnych skutków tegoż, bo poza tym porażka - topniejący lód, zanieczyszczone wody (= zatrute mięso), zmiany klimatu (więcej o tym tu) to na Arktyce prawdziwy problem. O tym wszystkim nie pisał Centkiewicz...Więc jeśli spojrzeć na to z innej strony, to "Anaruk" jest dowodem na to, że klimat rzeczywiście się zmienił - w ciągu ostatnich lat średnia temperatura na Grenlandii wzrosła o ponad 30 stopni! To oznacza, że w lecie zdarzają się temperatury +20 stopni, toż to prawie jak u nas.
Niestety nie wiem, co można zrobić jeszcze w tej sprawie oprócz ubolewania na blogu i codziennego ekożycia. Nie tracić nadziei, że politycy sie ogarną? Podpisywać kolejne petycje, brać udział w kolejnych protestach? Uczyć, uświadamiać, pokazywać? Zróbmy to.
14 sty 2017
Bal przebierańców - kostiumy #5
Tym razem konkurs na najlepsze przebranie wygrywa Pan Grzyb (konkretnie Amanita Muscaria):
(Na tej stronie The Cardboard Collective w ogóle dużo fajnych pomysłów można znaleźć :-) )
W podobnym klimacie jest też Pan Dmuchawiec:
A w zupełnie innym Dziecko Meduza:
A że przebieranki sa dla wszystkich, niezależnie od wieku, niech zaświadczą fotki moich niezłomnych rodziców, którzy w tym roku w stylizacji krakowskiej, wbiegli na metę zimowego biegu Pielgrzym na Górze św. Anny:
I kilka archiwalnych z corocznego balu przebierańców w czeskich górkach (który, nota bene, sami sobie organizują):
Żaba i Bocian
Rumcajs i Hanka:
Żwirek i Muchomorek:
***
Pozostałe wpisy karnawałowe:
Kostiumy: drzewo
Kostiumy: dzieci
Kostiumy: skrzydła
Kostiumy: dodatki
(Na tej stronie The Cardboard Collective w ogóle dużo fajnych pomysłów można znaleźć :-) )
W podobnym klimacie jest też Pan Dmuchawiec:
A w zupełnie innym Dziecko Meduza:
A że przebieranki sa dla wszystkich, niezależnie od wieku, niech zaświadczą fotki moich niezłomnych rodziców, którzy w tym roku w stylizacji krakowskiej, wbiegli na metę zimowego biegu Pielgrzym na Górze św. Anny:
I kilka archiwalnych z corocznego balu przebierańców w czeskich górkach (który, nota bene, sami sobie organizują):
Żaba i Bocian
Rumcajs i Hanka:
Żwirek i Muchomorek:
***
Pozostałe wpisy karnawałowe:
Kostiumy: drzewo
Kostiumy: dzieci
Kostiumy: skrzydła
Kostiumy: dodatki
10 sty 2017
Slow Life - w swoim tempie
Wczoraj skończyłam czytać Slow Life. Zwolnij i zacznij żyć Joanny Glogazy (tej od Slow Fashion), więc na świeżo chcialam się z wami podzielić wrażeniami z lektury (bo jak nie teraz, to pewnie już nigdy).
Zacznijmy od plusów - książka jest ładnie wydana, dokładnie tak jak wyobrażam sobie ideę slow life - stonowana, szara (gołębiowa) okładka, przyjemny papier, rozmiar czcionki, wyróżnienia rozdziałów, lajfstajlowe fotografie itp.
Podobnie wyważona jest treść, lektura jest jak pływanie żabką (babską żabką oczywiście, bez zanurzania głowy) po gładkim jeziorze, żadnych fal, trudnych miejsc, ładne widoki i relaks na plaży. Niby ok, ale nie wciąga (jak Pochwała powolności) i nie chce się po niej zmieniać życia (jak po mniej), czy choćby posprzatać (jak po Magii sprzątania)...
W książce znajdziecie natomiast kilkanaście stron z ćwiczeniami coachingowymi (typu "wypisz rzeczy, które sprawiają ci radość"), kilka wywiadów z blogerami, wyznania autorki na temat jej drogi do slow life + rozważania, jak wprowadzić je w życie, czyli zorganizować czas, przewartościować priorytety, znaleźć swoją pasję itp. Jednym słowem - poradnik dla osób, które zaczynają się interesować tematem i chcą sobie niektóre rzeczy poukładać.
Do mnie nie przemówiło i niczego nowego lektura nie wniosła. Może gdybym przeczytała ją 10 lat temu, to byłaby dla mnie objawieniem, no ale jednak nie. Natomiast bez wyrzutów sumienia oddaję do biblioteki, może przemówi do kogoś innego :-)
Zacznijmy od plusów - książka jest ładnie wydana, dokładnie tak jak wyobrażam sobie ideę slow life - stonowana, szara (gołębiowa) okładka, przyjemny papier, rozmiar czcionki, wyróżnienia rozdziałów, lajfstajlowe fotografie itp.
Podobnie wyważona jest treść, lektura jest jak pływanie żabką (babską żabką oczywiście, bez zanurzania głowy) po gładkim jeziorze, żadnych fal, trudnych miejsc, ładne widoki i relaks na plaży. Niby ok, ale nie wciąga (jak Pochwała powolności) i nie chce się po niej zmieniać życia (jak po mniej), czy choćby posprzatać (jak po Magii sprzątania)...
W książce znajdziecie natomiast kilkanaście stron z ćwiczeniami coachingowymi (typu "wypisz rzeczy, które sprawiają ci radość"), kilka wywiadów z blogerami, wyznania autorki na temat jej drogi do slow life + rozważania, jak wprowadzić je w życie, czyli zorganizować czas, przewartościować priorytety, znaleźć swoją pasję itp. Jednym słowem - poradnik dla osób, które zaczynają się interesować tematem i chcą sobie niektóre rzeczy poukładać.
Do mnie nie przemówiło i niczego nowego lektura nie wniosła. Może gdybym przeczytała ją 10 lat temu, to byłaby dla mnie objawieniem, no ale jednak nie. Natomiast bez wyrzutów sumienia oddaję do biblioteki, może przemówi do kogoś innego :-)
7 sty 2017
Muzyka ze śmietnika cz. 2
Przy sobocie zapraszam na kolejną część inspiracji dotyczących własnoręcznie robionych instrumentów muzycznych. W zasadzie instrumenty to określenie na wyrost, ale na pewno są to przedmioty wydające dźwięki.
1. DIY kalimba/karimba z metalowych wsuwek do włosów (stąd)
2. Marakasy z jajek niespodzianek i łyżek (stąd)
3. Membranofon (stąd)
4. Mini bandżo (stąd)
5. Talerze z CD
6. Przeszkadzajka z orzechów - wygląda na mega ekologiczną :-) (źródło)
A ten pan wymiata (super pomysły na muzyczny plac zabaw):
I instrukcja dostrojenia bumrurek (jeśli ktoś zapragnie takie zrobić):
I bonusowo - do posłuchania i popatrzenia (a nwet wirtualnego zagrania na) - muzeum dźwięków, czyli bardziej lub mniej znane instrumenty ludowe/tradycyjne (np. gadułka, baraban i suka).
***
Inne wpisy na temat DIY instrumentów muzycznych:
Fletnia pana ze słomek
Muzyka ze śmietnika cz.1
Harmonijka
1. DIY kalimba/karimba z metalowych wsuwek do włosów (stąd)
2. Marakasy z jajek niespodzianek i łyżek (stąd)
3. Membranofon (stąd)
4. Mini bandżo (stąd)
5. Talerze z CD
6. Przeszkadzajka z orzechów - wygląda na mega ekologiczną :-) (źródło)
A ten pan wymiata (super pomysły na muzyczny plac zabaw):
I instrukcja dostrojenia bumrurek (jeśli ktoś zapragnie takie zrobić):
I bonusowo - do posłuchania i popatrzenia (a nwet wirtualnego zagrania na) - muzeum dźwięków, czyli bardziej lub mniej znane instrumenty ludowe/tradycyjne (np. gadułka, baraban i suka).
***
Inne wpisy na temat DIY instrumentów muzycznych:
Fletnia pana ze słomek
Muzyka ze śmietnika cz.1
Harmonijka
Subskrybuj:
Posty (Atom)